12 maja 2017 roku na stadionie w Gdyni odbyło się kolejne spotkanie rundy finałowej Lotto Ekstraklasy w grupie spadkowej, kolejny już raz w tym roku Arka Gdynia podjęła  u siebie Górnika Łęczna. Nowe rozdanie, nowy trener, inaczej ustawieni piłkarze, zwycięzcy Pucharu Polski, zupełnie inne nastroje wokół drużyny niż wtedy, kiedy arkowcy przegrali z tą samą drużyną u siebie 2:4, jeszcze za kadencji trenera Grzegorza Nicińskiego. Tym razem udało się odwrócić klątwę – Arka wygrała 1:0. Ale też Arka wcale nie była o wiele lepsza i przez dłuższy czas wydawało się, że jedyna groźna sytuacja w pierwszej połowie (zakończona celnym strzałem) będzie wynikiem błędu asystenta sędziego, który nie zauważy pozycji spalonej Dariusza Formelli.

I byłoby to najlepsze podsumowanie tej części widowiska, w którym wszystko było błędem, więc i wspomniana groźna sytuacja. Ale wtedy nastała 39. minuta, w której – po stałym fragmencie gry – mieliśmy fatalny strzał Dominika Hofbauera, obcierkę od obrońcy Górnika i złe przyjęcie Formelli, co poskutkowało idealną szansą dla Rafała Siemaszki, której ten nie zmarnował. Można więc powiedzieć, że jaki mecz, taki gol.

A najciekawszą częścią pierwszej odsłony nie była ani bramka, ani żadna inna boiskowa akcja, ale… rozmowa Siemaszki z reporterem Canal+, w której ten zaproponował Leandro kupno butów na rzepy. Ale tutaj nie ma się co śmiać, tu trzeba płakać. Górnik Łęczna zagrał tak, jakby nie chciał, by ktokolwiek tęsknił za nim po spadku z ligi. Na stojąco, bez werwy, bez pomysłu i nawet bez pośpiechu, kiedy trzeba było gonić wynik. Co więcej, oni nie oddał w całym meczu nawet jednego celnego strzału na bramkę rywala, przez co wciąż nie mamy pojęcia, w jakiej dyspozycji był dziś Pavels Steinbors.

Tak jak wcześniej różne eksperymenty w miarę się Franciszkowi Smudzie udawały, tak dziś jego drużyna totalnie się skompromitowała. Za konstruowanie akcji mieli odpowiadać Szymon Drewniak, Paweł Sasin i Josimar Atoche, co skończyło się tym, że akcji w ogóle nie było. Potwierdziło się za to, że kolejny wynalazek Rickiego Schanksa, zwany przez Smudę „peruwiańskim Makelele”, tej drużyny raczej nie zbawi. Ale nie zapominajmy także o tercecie ofensywnym z Łęcznej, czyli o Grzegorzu Boninie, Piotrze Grzelczaku i Bartoszu Śpiączce, którzy walnie przyczynili się do wyrównania najgorszego wyniku strzeleckiego w sezonie (trzy strzały, wszystkie niecelne). I tak naprawdę ani przez moment nie można było mieć poczucia, że goście mogą coś z przodu zdziałać. Przed meczem mogło jeszcze dziwić, że Leszek Ojrzyński desygnował do gry bardzo ofensywny skład, tylko z jednym klasycznym defensywnym pomocnikiem. Po meczu jasne jednak stało się, że – gdyby tylko kadra Arki to wytrzymała – grać mogli sami gracze ofensywni, bo bronić się zwyczajnie nie było przed kim. Ojrzyński mógł eksperymentować jak Smuda i postawić na środku defensywy Trytkę czy innego Bożoka, albo wystawić tam stracha na wróble. Bonin w obecnej formie i tak waliłby prosto w niego.

Korzystając z gigantycznej nieudolności Górnika Arka wygrała pierwszy ligowy mecz pod wodzą trenera Ojrzyńskiego, ale z pewnością jeszcze wiele ciężkich chwil przed tą drużyną. Gdynian ponownie uratował Siemaszko, który wcisnął dziś swojego dziewiątego ligowego gola. Ale też ten super-ofensywny skład zbyt wiele dziś jednak nie wykreował, a po raz kolejny słabo zagrali Mateusz Szwoch czy Formella. Przy przeciwniku, który odrobinę wyżej zawiesi poprzeczkę, Arka ponownie może mieć wielkie problemy.  

 

 Lotto Ekstraklasa – grupa spadkowa, 3 kolejka:

Arka Gdynia – Górnik Łęczna  1:0 (1:0)

 

1:0 Siemaszko 38′

 

Arka: Steinbors – Socha, Marcjanik, Sobieraj, Warcholak, Sambea, Szwoch, Hofbauer (72′ Łukasiewicz), Da Silva (65′ Zarandia),  Formella, Siemaszko (81′ Trytko).

Trener: Leszek Ojrzyński

 

Górnik: Małecki – Matei (44′ Tymiński), Dźwigała, Gerson, Leandro, Bonin, Sasin, Drewniak, Atoche (84′ Ubiparip), Grzelczak (67′ Hernandez), Śpiączka.

Trener: Franciszek Smuda

 

Żółte kartki: Leandro, Bonin, Hernandez (Górnik)

 

Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)

 

Widzów: 5623

 

 

Ze Stadionu Miejskiego: Aleksander PISAREK,

Foto: Ziemowit BUJKO

{gallery/articles/2017/0512{/gallery}

By kkorpas

4 thoughts on “Zwycięstwo, być może na wagę utrzymania!”
  1. … [Trackback]

    […] Here you can find 23168 additional Info to that Topic: sportowagdynia.eu/index.php/2017/05/12/zwyciestwo-byc-moze-na-wage-utrzymania/ […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *