Arka praktycznie nie istniała przez całą pierwszą połowę, dostała bramkę do szatni. Po przerwie najpierw straciła Adriana Błąda, zaledwie w dwie minuty po jego wejściu na boisko, a chwilę później drugą bramkę z rzutu karnego, podyktowanego za przypadkowe zagranie piłki ręką przez Marcina Warcholaka. Dodajmy, zagranie bliźniaczo podobne do „ręki” Antoniego Łukasiewicza w meczu z Wisłą Płock. Znów piłka zagrana przez rywala trafiła w rękę podniesioną nad głowę…

8 maja 2017 roku na stadionie Cracovii odbyło się spotkanie rundy finałowej grupy spadkowej Lotto Ekstraklasy pomiędzy Cracovią a Arką Gdynia. No cóż… dla świętego spokoju wypadałoby napisać tylko to i wynik, ale niestety nie możemy. Gdynianie byli dziś tak nijacy, że ciężko było na to znaleźć logiczne wytłumaczenie. Obniżka formy po świętowaniu? Kłopoty motywacyjne po – było nie było – sporym sukcesie? A może to po prostu zwykła ligowa forma gdynian? Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku.

Jak już ustaliliśmy – arkowcy byli tak przekonujący jak telemarketerzy, którzy obiecują fortunę za to, że przyjdziemy obejrzeć ich garnki. Okazje na gola? Zero, chyba że zaliczymy do nich strzał-farfocel Adama Marciniaka. Liczba minut spędzonych w polu karnym Cracovii? Heh, ten czas podawalibyśmy raczej w sekundach. Zresztą, co to dużo mówić, skoro najbardziej zapamiętaną akcją Arki po tym meczu – paskudną zresztą – będzie upadek Błąda. Chłopak wyskoczył w górę walcząc o piłkę, spadł prosto na rękę i… No nie jest to obrazek, który pokazywalibyśmy małym dzieciom. Adrianie, życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!

Cracovia wcale nie grała jakiegoś supermeczu, ale fakt faktem, że zdominowała rywala na tyle, iż przez większość spotkania utrzymywała posiadanie piłki na poziomie 70%, co w naszej lidze nie jest bynajmniej zjawiskiem dość częstym. Problem w tym, że ich gra długimi fragmentami ograniczała się do podań bez sensu, na alibi i wrzutek w większości także bez sensu, bo ani celnych, ani bez większych szans na powodzenie (bo proporcje w polu karnym były na przykład 1 do 5).

Pewnie jakoś szerzej skomentowalibyśmy ten pomysł taktyczny „Pasów”, gdyby nie fakt, że…

a) to właśnie po wrzutce Damiana Dąbrowskiego z boku Krzysztof Piątek strzelił pierwszego gola. Była to jednak wrzutka idealna (docenić warto to tym bardziej, że „Dąbro” prawdopodobnie zagrał na pamięć), wystarczyło tylko dołożyć głowę.

b) to właśnie po wrzutce Mateusza Szczepaniaka z boku Warcholak trafiony został w rękę, a karnego na gola zamienił Dąbrowski.

Nie zmienia to jednak tego, że jakieś 4/5 prób była zwyczajnie bez sensu.. Ale może to element szerszego planu, skoro na jedną z wielu bezsensownych wstrzeleń piłki w pole karne udało się Pasom wywalczyć rzut karny.

Arce przypominamy, zwłaszcza przed meczem z Górnikiem Łęczna: Puchar Polski nie zapewnia utrzymania się w lidze. Najbliższy tydzień arkowcy spędzą na czerwonym miejscu w tabeli.

Galeria zdjęć z meczu

 

Lotto Ekstraklasa – grupa spadkowa, 2 kolejka:

Cracovia Kraków – Arka Gdynia  2:0 (1:0)

 

1:0 Piątek 44′,

2:0 Dąbrowski 73′ (k)

 

Cracovia: Sandomierski – Deleu, Wołąkiewicz, Malarczyk, Diego, Dąbrowski, Budziński, Szczepaniak, Cetnarski (75′ Vestenicky), Jendrisek, Piątek (89′ Steblecki).

Trener: Jacek Zieliński.

 

Arka: Steinbors – Zbozień, Marcjanik, Sobieraj, Warcholak, Zarandia (64′ Błąd, 69′ Formella),  Łukasiewicz, Marciniak, Szwoch, Bożok, Trytko (46′ Siemaszko).

Trener: Leszek Ojrzyński.

Żółte kartki: Piątek (Cracovia) – Bożok, Szwoch (Arka).

 

Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)

 

Widzów: 6279

By kkorpas

8 thoughts on “Nieszczęścia chodzą parami…”

Skomentuj ดูแลผู้ป่วยมะเร็ง Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *