4 listopada na stadionie w Płocku odbył się mecz 15 kolejki Lotto Ekstraklasy pomiędzy dwoma beniaminkami obecnego sezonu – miejscową Wisłą oraz gdyńską Arką. Jakiś czas po inauguracji tego sezonu piłkarze obu beniaminków mogli wykręcać swoje numery i w dobrym humorze wymieniać poglądy, jak łatwa jest ta Ekstraklasa do grania. Wisła i Arka zaczęły bowiem rozgrywki dobrze, a ci drudzy – wręcz bardzo dobrze, ładując choćby trójkę na stadionie mistrza Polski. Jednak gdyby dziś ktoś wybierał kierunkowy do Gdyni lub Płocka, rozmowa byłaby dużo mniej wesoła.

Arka wywalczyła cenny i prestiżowy punkt w derbach, ale fakty są takie, że od pięciu meczów ligowych pozostaje bez zwycięstwa, a do tego doszła jeszcze porażka w Pucharze Polski. Wisła natomiast zanotowała beznadziejny październik i nie zdobyła nawet punktu, a ostatni raz sięgnęła po komplet oczek wtedy, kiedy uczyniła to także Arka, w dziewiątej kolejce. Można było mieć więc nadzieję na – paradoksalnie – dobre widowisko, bo z kim się przełamać jeśli nie z rywalem, którego znało się dzięki starciom na zapleczu.

Niestety, do takiego wniosku doszli tylko piłkarze Wisły Płock i to też nie od razu, bo dopiero w 60. minucie. Wtedy właśnie gospodarze mocniej przycisnęli, ale tak brakowało im dokładności, że aż raziło to w oczy. Na przykład Siarhiej Krywiec dostał patelnię idealną, bo w bramce nie było nawet Konrada Jałochy, stał tam tylko osamotniony Krzysztof Sobieraj, który zadanie miał o tyle utrudnione, że nie mógł sobie pomagać rękami. No, ale Białorusin kopnął bardzo słabo, a obrońca Arki gdyby chciał, mógłby tę piłkę po prostu przyjąć. Wstyd dla strzelającego. Poza tym pudłował Kamil Sylwestrzak, a Arkadiusz Reca nawet nie pokusił się o trafienie w piłkę. I kiedy na konto Wisły doliczymy poprzeczkę Piotra Wlazły oraz kilka obron Jałochy wyjdzie nam jasno, że jeśli ktoś w ogóle zasłużył na całą stawkę byli to gospodarze. Z drugiej strony, jeśli zaczęli grać na poważnie dopiero po godzinie gry, to sami są sobie winni. Natomiast Arka wyszła na to spotkanie strasznie bojaźliwie. Gdynianie pokusili się o jakieś zagrożenie bramki rywala na początku spotkania, ale potem myśleli głównie o przetrwaniu i skończyli mecz ze wstydliwym zerem na koncie, nie oddali bowiem ani jednego celnego strzału na bramkę Seweryna Kiełpina. Dał się odczuć brak Marcusa da Silvy, bo zastępujący go Adrian Błąd nie poszedł zbytnio za ciosem i po zostaniu bohaterem derbów, zagrał co najwyżej przeciętnie. Znów dwoić się i troić musiał Jałocha, którego co chwilę w stan gotowości stawiały dośrodkowania Dominika Furmana. Efekt jest więc jeden, towarzysze niedoli nie zrobili sobie nawzajem krzywdy, ale za taką wymianę uprzejmości regulamin przyznaje tylko jeden punkt, co w przypadku płaskiej tabeli wręcz gwarantuje zjazd. A coś się wydaje, że obie drużyny zaczynają zjeżdżać coraz szybciej.

Galeria zdjęć z meczu, Foto: www.arka.gdynia.pl, Agata Konkol

 

Po meczu powiedzieli:

Grzegorz Niciński (Arka): – Zagraliśmy najsłabszy mecz w ekstraklasie, ale wywozimy stąd 1 punkt. Mieliśmy dużo szczęścia, bardzo pomógł nam nasz bramkarz Konrad Jałocha. Do przerwy nasza gra jeszcze w miarę wyglądała, po przerwie zagraliśmy źle. Wisła dążyła do zdobycia bramki i miała ku temu sytuacje. Taka jest piłka. W niektórych meczach brakowało nam szczęścia, w dzisiejszym meczu szczęście nam dopisało. Suma szczęścia zawsze się wyrównuje.

Mamy 20 pkt. po 15 meczach. Teraz czeka nas przerwa na reprezentację, więc będzie czas na odpoczynek. Na pewno mamy „w nogach” ten trudny rok, a rozegramy jeszcze pięć meczów z rundy rewanżowej. Mam nadzieję, że od następnego meczu z Bruk-Bet Termaliką Arka będzie wyglądała zdecydowanie lepiej.  

 

Marcin Kaczmarek (Wisła): – Kolejny meczu u siebie, w którym stwarzamy bardzo dużo sytuacji, ale nie potrafimy ich wykorzystać i zostajemy tylko z 1 punktem. To może niepokoić, bo lepsze sytuacje, od tych które mieliśmy dzisiaj, ciężko sobie wyobrazić. Zastanawiałbym się nad przyczynami remisu czy porażki, gdybyśmy grali gorzej od przeciwnika, odstawali, czy gdyby przeciwnik stworzył sobie więcej sytuacji. Tak nie było dzisiaj, tak nie było też wcześniej w meczu z Górnikiem Łęczna. Zawiodła skuteczność.  

Bardzo żałuję, bo te punkty są nam bardzo potrzebne. Jesteśmy w trudnym momencie, bo nie potrafimy wygrać szóstego meczu pod rząd. Trudno teraz coś konstruktywnego powiedzieć, bo nie można zarzucić zawodnikom zaangażowania, pomysłu na grę czy kreowania sytuacji. Byliśmy nieskuteczni i stąd tylko 1 pkt. Na pocieszenie można powiedzieć, że lepszy 1 punkt niż brak punktów. Teraz dwa tygodnie przerwy, mamy czas na analizę i warto byśmy porozmawiali w klubie na pewne tematy, bo trzeba to zrobić. 

 

15 kolejka Lotto Ekstraklasy 

Wisła Płock – Arka Gdynia 0:0

 

Wisła Płock: Kiełpin – Stępiński, Szymiński, Bozić, Sylwestrzak, Wlazło, Furman, Kun (60′ Reca), Krivets (75′ Iliev), Merebashvili (89′ Hemeha), Kante

Trener: Marcin Kaczmarek

 

Arka Gdynia: Jałocha – Zbozień, Sobieraj, Sołdecki, Warcholak, Błąd (66′ Yussuff), Sambea, Hofbauer (60′ Siemaszko), Bożok, Szwoch, Abbott (73′ Marciniak).

Trener: Grzegorz Niciński

 

Żółta kartka: Stępiński (Wisła) – Sołdecki, Yussuff, Marciniak, Siemaszko, Sobieraj (Arka)

 

Sędzia: Piotr Lasyk (Bytom).

 

 

Aleksander PISAREK

—————————————–

Źródło: www.arka.gdynia.pl

Foto: tamże, Agata Konkol

By kkorpas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *