Jeden (!) celny strzał i cztery niecelne przez 90 minut, nie tego oczekiwali kibice Arki zebrani na Stadionie Miejskim podczas meczu „na szczycie” Fortuna 1. Ligi. Po popisach strzeleckich zwłaszcza w dwóch ostatnich spotkaniach apetyty zarówno piłkarzy, jak i przede wszystkim kibiców były bardzo duże. Niestety, aby je zaspokoić zabrakło Arce zębów

W ostatnich tygodniach Arka złapała wiatr w żagle i znalazła się na fali wznoszącej, przyjmując kurs na czołówkę ligowej tabeli. Wygrana z Puszczą, a po niej dziesięć goli wbitych kolejnym dwóóm rywalom (licząc mecz w Pucharze Polski), pozwalałały na ostrożny optymizm w meczu przeciwko Koronie Kielce. Tym bardziej, że przeciwnik po zaskakująco dobrym otwarciu sezonu w postaci sześciu kolejnych zwycięstw ostatnio dostał lekkiej zadyszki. Dodatkowo kielczanie wystapili w Gdyni bez swoich liderów. Za kartki pauzował Piotr Malarczyk, a kontuzje uniemożliwiły grę Adamowi Frączczakowi i Grzegorzowi Szymusikowi.

W Arce też nie zagrał Adam Deja, a w wyjścioweym zestawieniu pojawił się Christian Aleman. Na skrzydle zaś Luis Valcarce zastąpił Fabiana Hiszpańskiego.

Początkowo żadna z drużyn przede wszystkim nie chciała popełnić błędu, który mógłby ustawić dalszy przebieg meczu. W efekcie piłka najczęściej rozgrywana była w środkowej strefie boiska. Pierwszą groźną akcję zobaczyliśmy dopiero w 16 minucie, przeprowadzili ją gospodarze. Hubert Adamczyk znakomicie zagrał do wchodzącego w pole karne Karola Czubaka. Ten jednak o ułamek sekundy za późno oddał strzał i z interwencją zdążył Marko Zebić, który skutecznie zablokował piłkę.

Pierwsza połowa upłynęła pod lekkie dyktando żółto-niebieskich. Przyjezdni rzadko potrafili skonstruować akcję, która kończyłaby się strzałem w kierunku bramki Daniela Kajzera. A jako, że arkowcy mieli mocno rozregulowane celowniki, do szatni obie drużyny schodziły przy bezbramkowym remisie.

Po przerwie, słabego Valcarce zastąpił Mateusz Stępień, była więc nadzieja, że za jego sprawą trochę więcej wydarzy się w bocznych strefach boiska. Jako pierwsi w tej części gry zaatakowali jednak złocisto-krwiści, Jacek Podgórski mocno, na szczęście niecelnie, uderzył z 20 metrów.

W 57 minucie arkowcy mieli kupę szczęścia. Rzut rożny wykonał Łukasz Sierpina, a piłka doszła do dalszego słupka, gdzie znalazł się kompletnie nie kryty Zvonimir Petrović. Na szczęście piłkarz Korony nie złożył się odpowiednio do strzału i piłka znalazła się poza linią końcową. Trzy minuty później fantastycznie strzał z kilku metrów Marcina Szpakowskiego, obronił Kajzer, a po kolejnych kilkudziesięciu sekundach Marcel Gąsior sam chyba tylko wie, dlaczego zamiast posłać piłkę do pustej bramki, uderzył głową ponad poprzeczką! 

Arka konkretnie odpowiedziała dopiero w 63 minucie, gdy Olaf Kobacki idealnie dograł na głowę Macieja Rosołka, ale jego strzał z kolei nie mniej efektownie odbił Konrad Forenc (zdjęcie górne). Chwilę później okazało się jednak, że sędziowie dostrzegli w tej akcji pozycję spaloną, więc potencjalny gol nie zostałby uznany.

W drugiej połowie stroną atakującą byli przyjezdni, Arka tylko sporadycznie kontratakowała. Niestety jej próby kończyły się na linii pola karnego, albo… strzałem, omijającym bramkę „scyzoryków”.

Gra kielczan była bardziej uporządkowana i akcje groźniejsze, szczęście jednak sprzyjało gdynianom. I właśnie głównie szczęściu mogą zawdzięczać fakt, że mecz przy Olimpijskiej zakończył się podziałem punktów. Trudno się jednak zgodzić z oficjaną tezą zamieszczoną na klubowej stronie Arki, że bardziej z tego punktu cieszyć się mogą w Kielcach. Jak bowiem wskazują choćby statystyki pomeczowe Korona była w tym starciu nieznacznie lepsza i to raczej żóło-niebiescy powinni być bardziej wdzięczni losowi, że skończyło się bezbramkowo.

Niestety, Arka po kilku niezłych, a nawet dobrych występach znów powróciła do niedawno prezentowanego poziomu. Christian Aleman kompletnie nie sprawdza się na pozycji defensywnego pomocnika, czego zdaje się nie nie dostrzegać trener Marzec. A Adam Danch siedzi na ławce. Od Arkadiusza Kasperkiewicza piłka odbija się często, jak od ściany, a Rosołek z Czubakiem snują się po boisku, jak pijane dzieci we mgle. Wielkim nieporozumieniem jest także Luis Valcarce na wahadle.

Przed Arką mecze z rywalami z najwyższej ligowej półki i jeśli tych klocków odpowiednio się nie poukłada, to efekt może być żałosny.

Fortuna 1 liga, kolejka 12: 

Arka Gdynia – Korona Kielce 0:0

Arka: Kajzer – Kasperkiewicz, Marcjanik, Dobrotka, Kobacki, Milewski, Aleman (89′ Żebrowski), Adamczyk, Valcarce (46′ Stępień), Czubak (62′ Siemaszko), Rosołek (81′ da Silva).

Trener: Dariusz Marzec

Korona: Forenc – Podgórski, Łukowski, Sierpina, Koj, Błanik, Szpakowski, Danek, Oliveira (46′ Petrović), Gąsior, Zebić.

Trener: Dominik Nowak

Żółta kartka: Milewski – Gąsior, Błanik

Sędzia: Łukasz Szczech (Warszawa)

Widzów: 4334


Ze Stadionu Miejskiego: Ziemowit BUJKO,

Foto: autor

12 thoughts on “(Niestety) wróciła dawna Arka!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *