– Jeśli chodzi o agresję grze, to zwłaszcza w pierwszej połowie zabrakło nam pewnych elementów. Przegrywaliśmy drugie piłki, przegrywaliśmy piłki stykowe. Paradoks pierwszej części gry polegał na tym, że to nasz przeciwnik grał ostrzej, ale to my dostawaliśmy kartki i wynikało to z naszego spóźnienia, w efekcie byliśmy upominani za faule taktyczne. Nie funkcjonowało to najlepiej
– Tak rozpoczął swoją wypowiedź na konferencji prasowej trener Arki Ireneusz Mamrot. I kontynuował: – Na drugą połowę wyszliśmy bardzo zmotywowani. Niestety już na samym początku popełniliśmy prosty błąd. Spokojnie mogliśmy przerwać rywalowi akcję i nie dopuścić do dośrodkowania. Na pewno dużo inaczej byłoby odrabiać stratę jednej bramki.
W drugiej części gry zaangażowanie i determinacja były na wyższym poziomie. Przeciwnik bronił całą drużyną i głęboko się cofnął. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, jak główkę z bliskiej odległości Rafała Wolsztyńskiego, dobrze uderzaliśmy z dystansu, kilka razy te strzały były blokowane. W piłkę gra się 90 minut. Nam przede wszystkim w pierwszej połowie zabrakło determinacji w odbiorze piłki.
W przerwie poświęciliśmy czas na korekty techniczne, ale nie ukrywajmy tego – na motywację. Gdy wchodzisz zmotywowany i dostajesz szybko bramkę, to przeciwnik ma nad tobą przewagę mentalną – prowadząc dwoma bramkami i zdobywając tego drugiego gola zaraz po wyjściu z szatni.
Mimo wszystko udało nam się z tej sytuacji wyjść i zdobyć bramkę po szybkim ataku, który skutkował podyktowaniem przez arbitra rzutu karnego po faulu na Mateuszu Młyńskim. Mogliśmy, może nie odwrócić losy spotkania, ale przynajmniej doprowadzić do remisu.
A tak widział ten mecz kapitan Arki Adam Marciniak: – Nie ma co się rozgadywać, wszystko było widać na boisku. Zagraliśmy fatalne spotkanie i tyle, nie ma co się nad tym rozwodzić i ubierać to w piękne słowa, bo nie o to tu chodzi. Musimy się obudzić, bo to jest ostatni dzwonek … i w zasadzie to wszystko.
Coś w tym jest, że któryś raz zaczynamy mecz niemrawo, z czegoś to wynika. Nie potrafimy od pierwszej minuty grać z zębem, tak jak należy. Bełchatów wykorzystał to nasze niezdecydowanie, ten brak agresji. Zanim się obudziliśmy było już 0:2.
Czy obaj panowie mówią aby o tym samym meczu?
Chyba już dość koloryzowania Panie Trenerze. Kibice też już chyba mają dosyć słuchania, jak to wspaniale Arka gra, tylko że… jej nie wychodzi. Można jeszcze powołać się na pecha, wszak mecz rozgrywany był trzynastego!
Po spadku Arka miała grać o awans, o jak najszybszy powrót do Ekstraklasy. Temu podporządkowane były wszystkie działania kierownictwa klubu. Tymczasem okazuje się, że jeszcze jedna-dwie porażki i zamiast awansu trzeba będzie martwić się o utrzymanie w Fortuna 1. Lidze. Czołówka odjeżdża bowiem coraz dalej, a oddech potencjalnych outsiderów czuć już prawie na plecach.
Ostatni mecz w Nowym Sączu okazał się tylko efemerydą. GKS Bełchatów obnażył bezlitośnie wszystkie braki żółto-niebieskich. Arkowcy grają na stojąco, brakuje wyjść do piłki. Często są wyprzedzani przez obrońców rywali. W taki sposób nie da się stworzyć żadnej sytuacji bramkowej, a co dopiero zdobyć gola. Brakuje strzałów, zwłaszcza tych z dystansu. W Nowym Sączu dwa razy uderzył Marcus Da Silva i dwa razy przyniosło to efekt. W meczu przeciwko bełchatowianom jedyny strzał z daleka to uderzenie z rzutu wolnego Rafała Wolsztyńskiego, które sparował Paweł Lenarcik. W pierwszej połowie spotkania przy Olimpijskiej w Arce grała właściwie tylko lewa strona boiska. Pozostali zawodnicy, oprócz bramkarza, można powiedzieć, że wyszli na plac gry. Na tym się jednak ich aktywność kończyła. Kompletnie niewidoczni byli Mateusz Żebrowski, Dawid Markiewicz i Szymon Drewniak, Gdyby nie żółta kartka, pewnie nikt nie zauważyłby też obecności Jakuba Wawszczyka. Arkowcy wymieniali między sobą mnóstwo podań, ale głównie wszerz. Nie przybliżało ich to absolutnie do pola karnego gości, którego strzegły szczelne zasieki obronne. Tymczasem w 20 minucie przyjezdni wymienili podania i Przemysław Zdybowicz, ku zaskoczeniu defensywy gdynian pakuje piłkę do siatki. Niestety ta bramka wcale nie spowodowała zmiany stylu gry Arki, która nie potrafiła odpowiedzieć gościom golem.
Po przerwie Wawszczyka i Markiewicza zmienili Adam Danch i Mateusz Młyński. Nowi zawodnicy wnieśli trochę więcej wigoru w poczynania gospodarzy, ale nie dość, że nie udawało się wciąż sforsować obrony GKS-u, to jeszcze po kilku minutach z gola znów cieszyli się goście. Przy bliższym słupku szybszy od Bartosza Kwietnia okazał się znów Zdybowicz, który uderzeniem głową podwyższył prowadzenie swojej ekipy. Chwilę później młodzieżowiec gości był bliski hat-tricka!
Kompromitacji zapobiegł wprowadzony w drugiej połowie Młyński, który w 74 minucie został ścięty w polu karnym przez obrońców z Bełchatowa, a karnego na bramkę zamienił Juliusz Letniowski. Po zdobyciu kontaktowej bramki gdynianie poszli za ciosem i wreszcie zaatakowali poważniej. Było już jednak za późno. Obrona bełchatowian nadal nie popełniała błędów, a z dwukrotnej próby pokonania Lenarcika, ten ostatni wyszedł bez szwanku.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Mamrot próbował, jak to ma w zwyczaju , zaklinać rzeczywistość, która niestety coraz bardziej skrzeczy. Jedynie kapitana zespołu Adama Marciniaka stać było na szczerość i uczciwą ocenę gry drużyny.
Przed Arką teraz zaległe spotkanie z Zagłębiem Sosnowiec i wyjazd do Rzeszowa. Zdobycie sześciu punktów w tych dwóch potyczkach staje się obowiązkiem, o ile gdynianie nie chcą stracić kontaktu z coraz bardziej uciekającą czołówką.
Powiedzieli po meczu:
Ireneusz Mamrot (trener Arka): – Za plus należy uznać powrót niektórych zawodników po kontuzjach. Na pewno nie byli oni gotowi do tego, aby grać całe spotkanie dzisiaj. Mam nadzieję, że z ich zdrowiem będzie wszystko w porządku i w kolejnych meczach będę również miał ich do dyspozycji.
Nie lubię wypowiedzi innych trenerów, którzy mówią o specjalnych efektach analizy rywala. GKS miał mecz kilka dni temu. Nie byli nic w stanie zrobić treningiem, bo mieli zapewne tylko regenerację i rozruch. Zawsze, gdy wygra się mecz, to fajnie jest mówić takie rzeczy. Ale przecież kiedy przegrywasz spotkania, to także siedzisz i analizujesz.
Marcin Węglewski (trener GKS): – Cieszymy się, gdyż jest to nasze pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. To dla nas bardzo ważne. Konsekwentnie graliśmy to, co sobie założyliśmy. Cieszę się, że byliśmy dziś tak zdyscyplinowani. Gratuluje moim chłopakom, gdyż wykonali kawał dobrej roboty – tak trzymać. Będziemy pracowali jeszcze mocniej, gdyż tylko dzięki ciężkiej pracy można się prezentować na boisku tak, jak my dzisiaj.
Piłka nożna polega na tym, aby strzelać gole. Te okazje, które się ma, należy zamieniać na bramki. Wcześniej mieliśmy z tym problemy. Dziś zamieniliśmy strzały na bramki i wygraliśmy – to jest najważniejsze.
Chciałem podziękować dziś także sztabowi. Posiedzieliśmy wczoraj mocno nad Arką i udało się to wszystko skleić.
Przemysław Zdybowicz (GKS): – Nie był to dla nas łatwy mecz. W przeciągu bodajże 6 dni zagraliśmy 3 spotkania, które kosztowały nas wiele zdrowia. Jesteśmy zadowoleni, że dziś to co sobie założyliśmy przede meczem zrealizowaliśmy. Byliśmy skuteczni. Szkoda tej straconej jednej bramki, bo passa bez straty gola byłaby kontynuowana. Trenujemy dalej i walczymy o trzy punkty.
Czekaliśmy bardzo długo na bramki w meczach wyjazdowych. Cieszymy się, że odblokowaliśmy się tutaj, mamy trzy punkty i skupiamy się na następnym meczu.
(rozmawiał: Sebastian Jędrzejewski , Arka.TV)
Galeria zdjęć Foto: arka.gdynia.pl
Fortuna 1. Liga, kolejka 12:
Arka Gdynia – GKS Bełchatów 1:2 (0:1)
0:1 Zdybowicz 20′,
0:2 Zdybowicz 59′
1:2 Letniowski 74′(k)
Arka: Kajzer – Wawszczyk (46′ Danch), Kwiecień, Marcjanik, Marciniak, Drewniak, Żebrowski (58′ Wolsztyński), Markiewicz (46′ Młyński), Letniowski, da Silva (85′ Mazek), Jankowski.
Trener: Ireneusz Mamrot
GKS: Lenarcik – Sierczyński, Michalski, Magiera, Szymorek, Wroński (81′ Einzenchart), Gancarczyk, Najemski (56′ Pawlik), Błanik (81′ Łapiński), Zdybowicz (75′ Winsztal), Makuch (75′ Mas).
Trener: Marcin Węglewski
Żółta kartka: Wawszczyk, Marcjanik, Kwiecień (Arka)- Magiera, Michalski (GKS)
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Mecz bez udziału publiczności
Ze Stadionu Miejskiego w Gdyni: Ziemowit BUJKO,
Foto: arka.gdynia.pl