Seahawks od początku meczu grali bez swojego podstawowego rozgrywającego, Philipa Juhlina. Reprezentant Szwecji w poprzednim meczu przeciwko Tychy Falcons został bowiem niesamowicie sponiewierany i trener Mele Mosqueda postanowił dać mu odpocząć, Trzymając w ewentualnej rezerwie, gdyby drużyna nie radziła sobie jak należy. Jego rolę przejął Michael Barron Miller, który jednak na nietypowej dla siebie pozycji nie czuł się zbyt pewnie. Z kolei jego vis a vis w drużynie gości Terrance Owens jeszcze w 2016 roku biegał po Narodowym Stadionie Rugby w żółto-czarnych barwach. Czuł się zatem dosłownie, jak u siebie w domu.

Po pierwszych 12 minutach bez punktów, na początku drugiej kwarty niespodziewanie przyłożenie po akcji podaniowej uzyskali goście. 18-jardowe podanie Owensa w pole punktowe do Jana Omelańczuka otworzyło wynik meczu. Podwyższył Kamil Ronczka i niespodziewanie to Warsaw Mets objęli prowadzenie. Odpowiedź Jastrzębi była jednak natychmiastowa. Po kickoffie akcją powrotną piłkę na połowę warszawian gospodarzy wprowadził Arkadiusz Cieślok, a już w następnej zagrywce solowym, 44-jardowym biegiem popisał się Miller. Rozgrywający gdyńskiej drużyny wykonał fantastyczny rajd z piłką z połowy boiska, lewą flanką przebł się przez obronę rywali i zdobył pierwsze punkty dla gospodarzy. Po celnym podwyższeniu Macieja Siemaszko mieliśmy remis 7:7.  Gdy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się remisem, na końcówkę pierwszej połowy trener Mosqueda zdecydował się wpuścić na boisko swojego podstawowego rozgrywającego. Juhlin już w swojej pierwszej serii ofensywnej tego dnia wypatrzył w polu punktowym rywali Piotra Rudnickiego i popisał się dalekim podaniem w jego kierunku. Zawodnik z nr 8 mimo asysty rywala złapał lecącą w jego stronę piłkę, co dało przyłożenie po 40-jardowej akcji. Próba podwyższenia za jedno „oczko” została zablokowana, więc Seahawks Gdynia schodzili do szatni z prowadzeniem 13:7.

Po przerwie przyjezdni starali się jak mogli, by odwrócić losy spotkania, ale obrona miejscowych nie raz udowadniała, że stanowi mur trudny do przejścia. Na początku czwartej kwarty duet Owens – Omelańczuk miał szansę zaprezentowania niemal identycznej akcji, jak ta, która dała Mets prowadzenie. Amerykanin posłał dokładne podanie, jednak znajdujący się w polu punktowym skrzydłowy gości nie zdołał utrzymać piłki w rękach. W odpowiedzi Seahawks wykonali kopię akcji sprzed przerwy i na tablicy pojawiły się kolejne punkty dla miejscowych. po 36-jardowej akcji podaniowej wykończonej przez Rudnickiego. Siemaszko ponownie nie wykorzystał okazji do podwyższenia, tym razem kopiąc obok słupka.  Kilka minut później Jakub Mazan wprowadził piłkę w okolice endzone warszawian, a w następnej akcji 6-jardowe podanie od rozgrywającego złapał będący praktycznie na linii końcowej Rudnicki. Skrzydłowy Seahawks, zaliczając hat-trick został bohaterem tego spotkania. Nie dokonałby jednak tego, gdyby nie quarterback. To wejście na boisko Philipa Juhlina każdorazowo odmieniało oblicze Jastrzębi. To jego magiczne podania umożliwiały Rudnickiemu zdobywanie kolejnych przyłożeń. Zatem to Amerykaninowi ze szwedzkim paszportem należy się tytuł MVP tego meczu.

 

Do meczu przygotowaliśmy się solidnie, ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mecz z Warsaw Mets nie będzie należał do najłatwiejszych. Jestem dumny z obu naszych formacji, zarówno ofensywnej jak i defensywnej, bo pokazaliśmy kawał dobrego futbolu. Przeciwnicy z Warszawy również dali z siebie wszystko, czego się spodziewaliśmy. Muszę wspomnieć o akcjach Piotra Rudnickiego i Jakuba Mazana, którzy dali do zrozumienia, że poziom futbolu amerykańskiego w Polsce jest z meczu na mecz jest coraz lepszy. Kolega z drużyny Barron Miller wykazał się zdolnościami przywódczymi i odwagą, biorąc na siebie grę w dwóch formacjach, przy czym sam zdobył przyłożenie. Pozostaje Nam tylko wyciągnąć wnioski z błędów, które popełniliśmy w poprzednich meczach oraz porządnie przygotować się na starcie z Mistrzem Polski z 2018 roku – powiedział po meczu Miłosz Góralski, running back Seahawks Gdynia.

Gdyńscy Seahawks wygrali trzeci z rzędu mecz i wciąż obok Panthers Wrocław pozostają jedną z dwóch niepokonanych w tym sezonie na ligowych boiskach ekip w naszym kraju. Po przerwie świątecznej czeka ich jednak niezwykle trudny mecz, prawdziwy sprawdzian wartości tego zespołu. 27 kwietnia o godzinie 12:00 rozpoczną oni bowiem spotkanie wyjazdowe z Lowlanders Białystok – ekipą, która przed rokiem pozbawiła ich udziału w Polish Bowl, wygrywając w półfinale 33:16, a potem sama zdobyła tytuł mistrzów Polski.

 

– Jestem dumny z naszych zawodników, widzę między nimi coraz lepszą komunikację na boisku. To był wyjątkowy mecz, gdzie na pozycji rozgrywającego zobaczyliśmy Barrona Millera, co musiało być dla wszystkich zaskoczeniem. Wszyscy zawodnicy Seahawks zasługują na wyróżnienie, bo wspólnie działając osiągnęli świetny wynik! Nie osiadamy jednak na laurach i przygotowujemy się do kolejnego meczu. Gratuluję także ekipie Warsaw Mets, bo rozegrali naprawdę dobre i solidne spotkanie. To nie był łatwy mecz, warszawscy zawodnicy są twardzi, grają bardzo dobry futbol i życzę im jak najlepiej w dalszej części sezonu – podsumował dyrektor Seahawks Gdynia, Patryk Markowski.

Skrót meczu

 

Seahawks Gdynia – Warsaw Mets 25:7 (0:0, 13:7, 0:0, 12:0)

 

0:7  Omelańczuk, pd Ronczka

7:7  Barron Miller, pd Siemaszko

13:7 Rudnicki

19:7 Rudnicki

25:7 Rudnicki.

 

 

Z Narodowego Stadionu Rugby: Ziemowit BUJKO,

Foto: autor 

By kkorpas

3 thoughts on “Wielkie emocje w meczu kolejki LFA1 w Gdyni”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *