Ma miejsce swoista zmiana pokoleniowa, zastępuje go Fabian Majcherski. Koledzy spod siatki oklaskują Piotra. Długo nie milkną też brawa publiczności. Bohater wieczoru z trudem powstrzymuje łzy.

Za kilka chwil mecz dobiega końca. LOTOS Trefl przegrywa seta, mecz i siódme miejsce, bo w dwumeczu Cerrad jest lepszy. Ale nie wynik jest dzisiejszego wieczoru najważniejszy. Tytuł MVP otrzymuje Piotr Gacek. Może nie był to jego najlepszy mecz, ale to wyraz uznania za całą karierę. Statuetkę wręcza mu jego córka Zosia.

Tak kończy się kariera jednego z najlepszych polskich siatkarzy. Piętnaście lat na siatkarskich parkietach, czterysta dwadzieścia meczów, dwa tytuły mistrza Polski, pięć Pucharów Polski, Superpuchar Polski, klubowe wicemistrzostwo świata, finał Pucharu CEV, a z reprezentacją, w której rozegrał 114 oficjalnych spotkań, wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy… Pomniejsze sukcesy trudno zliczyć. Przez trzy ostatnie sezony jego domem była ERGO Arena. To tutaj zdobył swoje ostatnie trofea – pierwszy dla Gdańska Puchar Polski i Superpuchar Polski. 

Gdańsk godnie żegna zasłużonego sportowca. Przedstawiciel prezydenta miasta przyznał mu medal, piłkarze Lechii Gdańsk zapraszają do… prowadzenia ich autokaru klubowego, a władze klubu LOTOS Trefl wręczają siatkarzowi obraz przedstawiający plakat jego ostatniego meczu, na którym podpisy złożyli kibice uczestniczący w tym wydarzeniu. Na trybunach wśród widzów koledzy i przyjaciele: Piotr Gruszka, kolega z reprezentacji Polski, Artur Siódmiak, podpora słynnej ekipy Bogdana Wenty, bokser Dariusz Michalczewski, Piotr Nowak, trener Lechii, której Piotr dzielnie kibicuje, a relację dla Polsatu prowadzi drugi kolega z siatkarskiego parkietu: Łukasz Kadziewicz

Gasną światła, strzela złote confetti, a bohater wieczoru frunie w górę podrzucany przez kolegów z drużyny. Po chwili na parkiet wjeżdża tort, który zawodnik w asyście pięknych cheerleaderek kroi i rozdaje kibicom. Pierwsze kawałki otrzymuje jego żona i córka. A potem na parkiecie trwały długie rozmowy, wywiady, robienie zdjęć i rozdawanie autografów.

 

Mecz zaczął się od drobnej gafy organizatorów. Zgaszono światło, by bohaterowi wieczoru zrobić odpowiednie Entre. Piotr Gacek w koszulce nr 420 wyłaniał się więc z kłębów dymu, wchodząc na parkiet. Tyle tylko, że trzeba było potem odczekać około 15 minut, zanim znów rozbłyśnie w hali światło. Zawodnicy obu drużyn po wcześniej przeprowadzonej rozgrzewce musieli więc nieco ją przedłużyć.

Chyba lepiej zrobili to przyjezdni, bo gdy wreszcie światło wróciło i można było rozpocząć grę zdecydowanie lepiej weszli w mecz. Gdy w pole serwisowe wszedł David Smith ze stanu 6:6 zrobiło się 6:15 i właściwie było już po secie. Gdańszczanie próbowali jeszcze walczyć, ale udało im się tylko zmniejszyć dystans do sześciu oczek (19:25).

Druga partia także zaczęła się dla miejscowych nie najlepiej. Goście prowadzili 4:0. Podopiecznym Andrei Anastasiego udało się jednak odrobić część strat (6:8), gdy nagle rozpoczął się z obu stron prawdziwy festiwal błędów. Z jedenastu zdobytych przez oba zespoły punktów, aż 10 było wynikiem błędu rywala, a jeden – asa serwisowego Wojciecha Grzyba. Gra się nieco wyrównała, chociaż nadal stroną goniącą wynik byli gospodarze. Wynik trzymali im jednak zawodnicy Cerradu Czarnych, którzy na przemian skutecznie atakowali i psuli zagrywkę. Gdańszczanie wyczuli, że mogą tę partię wygrać, skutecznie atakował Damian Schulz, doprowadzając do gry na przewagi, a po asie Grzyba szansy na zamknięcie seta pobawił miejscowych ich były zawodnik – Wojciech Żaliński. Ostatnie piłki wygrał Mateusz Mika i gdańszczanie zyskali szansę na obronę dorobku z Radomia (30:28).

Trzecia odsłona był praktycznie kopią pierwszej. Miejscowi kompletnie nie radzili sobie z serwisem rywali, którzy zanotowali m.in. osiem asów serwisowych. Dodatkowo miejscowi sami oddali kilka punktów gościom po zepsutych zagrywkach. Na nic zdały się więc w końcówce wysiłki Schulza i Miki. Straty były już nie odrobienia, tym bardziej, że ostatnie piłki należały do Żalińskiego, a partię zakończył punktowy blok Smitha.

Już pierwsze piłki czwartego seta pokazały, że może on być ostatnim. Zawodnicy LOTOSu Trefla nadal nie radzili sobie z zagrywką przybyszy, a swoją seryjnie psuli. Po szóstym zepsutym serwisie gdańskich siatkarzy było już 11:17 i powoli stawało się jasne, że ten set, a w konsekwencji mecz wymyka się gospodarzom z rąk. Radomianie również dostrzegli swoją szansę i nie dali sobie już wydrzeć tego zwycięstwa. Po asie serwisowym Smitha przyjezdni uzyskali siedem piłek meczowych (17:24), z których drugą zakończyła zepsuta zagrywka Wojciecha Ferensa.

 

LOTOS Trefl Gdańsk – Cerrad Czarni Radom 1:3 (19:25, 30:28, 18:25, 18:25)

 

LOTOS Trefl: Hebda 8, Grzyb 10, Masny, Mika 10, Gawryszewski 4, Schulz 13, Gacek (L), Majcherski (L), Stępień 1, Romać 4, Pashytskyy 2, Pietruczuk 1, Ferens 1, Niemiec.

Trener: Andrea Anastasi.

 

Cerrad Czarni: Fornal 11, Kohut 10, Kędzierski 2, Żaliński 14, Smith 13, Ziobrowski 21, Watten (L), Filipowicz (L), Zwiech, Gonciarz, Bołądź, Ostrowski, Urbanowicz 1.

Trener: Robert Prygiel.

 

Sędziowie: J. Makowski, M. Maciejewski (Szczecin)

 

MVP meczu: Piotr Gacek.

 

Widzów: 3500. 

 

 

Z hali ERGO Arena: Ziemowit BUJKO,

Foto: autor

{gallery}articles/2017/0413{/gallery}

By kkorpas

7 thoughts on “Gato, dziękujemy!!!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *