4 kwietnia na stadionie w Gdyni odbył się drugi mecz półfinału Pucharu Polski między Arką Gdynia a Wigrami Suwałki. Mecz o przepustkę na Stadion Narodowy. Arka po zwycięstwie 3:0 na wyjeździe miała tylko przypieczętować pewny awans, odbić się z dołka formy w lidze po kompromitacji z Górnikiem Łęczna. Chyba nikt z neutralnych widzów nie nastawiał się, że spotkanie Arki z Wigrami może być widowiskiem, które podniesie kibicom tętno – no, ale przewidywania swoje, a futbol swoje, znów rozdał karty jak chciał. To miał być mecz o temperaturze serialu obyczajowego z przewidywalnym zakończeniem, natomiast zobaczyliśmy raz, że strzelaninę, dwa – mecz z niesamowitą dawką emocji do samego końca, a trzy – popis niezłej komedii, o czym później.

Wigry bardzo nie chciały zaginąć we mgle, która spowiła gdyński stadion, tylko zaznaczyć swoją obecność i celu dopięły. Od początku spotkania gracze z Suwałk atakowali – nie podłamała ich chwilowa nieskuteczność, kiedy z linii bramkowej uderzenie Omara Santany wybijał Michał Marcjanik – tylko robili swoje. Opłaciło się, bo schodzili na przerwę mając dwójkę z przodu i okrągłe zero po stronie strat. Beznadzieję Arki najlepiej opisuje pierwsza bramka, która padła po… wrzucie z autu. Szybkie zgranie do Damiana Kądziora, a ten pokonał Pavelsa Steinborsa. Drugi gol padł z kolei po rzucie karnym, faulował Yannick Sambea, a sprawiedliwość wymierzył Kamil Zapolnik. Arka momentami naprawdę była żałosna, nie potrafiła wyściubić nosa z własnej połowy, broniła się jakby do Gdyni wpadł ktoś z lepszego futbolowego świata, nie zaś ekipa grająca poziom niżej. Zdarzył się moment, kiedy wszyscy myśleli, że pożar został ugaszony, bo goście popełnili błąd, tym razem to oni spowodowali karnego, którego pewnie wykorzystał Mateusz Szwoch. Jednak nie, Wigry odpowiedziały trzy minuty później i w jaki sposób? Wyrzucili piłkę z autu… No ludzie, przecież to jest jakiś inny poziom frajerstwa. Santana dostał podanie, obrócił się, pobiegł do środka, walnął i znów przybysze z Suwałk byli o krok, o jedną bramkę od wyjazdu do Warszawy.

Do stolicy pojedzie jednak Arka, bo choć można się znęcać nad żółto-niebieskimi, to w półfinałach gra się dwa mecze i gdynianie zapracowali na bilety w Suwałkach. Dziś byli beznadziejni, ale na tyle skuteczni, że zaliczkę obronili, kluczowy okazał się piękny gol Dominika Hofbauera, który zapakował w same widły. Potem cyrk odstawił Steinbors. To, co zrobił bramkarz Arki i reprezentacji Łotwy przy czwartym golu dla Wigier, naprawdę trudno ubrać w słowa, bo te kilka liter nie może oddać abstrakcyjności całej sytuacji. Wiedzieliśmy, że w historii futbolu parę takich bramek padło, ale bardziej braliśmy to za żart, który już przeminął i dla dobra powagi piłki nożnej nigdy nie wróci. Golkiper położył piłkę na murawie, by ją podać do swoich kolegów, a zawodnik Wigier po prostu wybiegł zza jego pleców, przejął piłkę i kopnął do pustej bramki. Dramat, po prostu dramat. Jednak to Wigrom nie wystarczyło, piłka co prawda wpadła po raz piąty do siatki Łotysza, lecz w tej akcji sędzia gwizdnął spalonego, dodajmy gwoli sprawiedliwości, że słusznie.

Naprawdę, Wigry pokazały nieustępliwość i walkę, lecz niestety nie było im dane awansować, głównie z powodu wyniku w pierwszym spotkaniu. Trudno jednak napisać, że w Gdyni nastroje były euforyczne, a wszystko za sprawą fatalnych wyników w lidze. Po porażce na własnym stadionie z Górnikiem Łęczna sytuacja podopiecznych Grzegorza Nicińskiego zrobiła się naprawdę trudna. Co więcej, drużyna wygląda na tyle żenująco w defensywie, że tak naprawdę nie zdziwilibyśmy, jakby dla Arki smutny okazał się nie tylko finał Pucharu Polski, ale w ogóle finał całego sezonu. Bo póki co wygląda to, jak – wypisz, wymaluj – przypadek Zagłębia Lubin z 2014 roku, które to najpierw przegrało z Zawiszą Bydgoszcz na Stadionie Narodowym w Warszawie, a potem z hukiem wyleciało z ekstraklasy. Oby Arka tego losu nie podzieliła.

Mateusz Szwoch po meczu: {mp3}Arka/Szwoch{/mp3} 

 

Arka Gdynia – Wigry Suwałki  2:4  (0:2)

0:1 Kądzior 21′,

0:2 Zapolnik 45′(k),

1:2 Szwoch 50′(k),

1:3 Cabrera 52′

2:3 Hofbauer 64′

2:4 Kądzior 80′

 

Arka: Steinbors – Zbozień, Stolc, Marcjanik, Warcholak, Sambea (46′ Nalepa), Hofbauer, Da Silva (41′ Zarandia), Szwoch, Formella, Siemaszko

 

Wigry: Zoch – Remisz, Augustyniak, Kozak, Radecki, Kądzior, Cabrera (81′ Ryczkowski), Bogusz, Wichtowski, Zapolnik, Adamek

 

Żółte kartki: Stolc, Hofbauer, Barisić, Steinbors (Arka) – Zapolnik, Cabrera (Wigry)

 

Sędzia: Wojciech Myć (Lublin).

 

Widzów: 4476 

 

 

Ze Stadionu Miejskiego: Aleksander PISAREK,

Foto: Ziemowit BUJKO

{gallery}articles/2017/0404{/gallery}

By kkorpas

107 thoughts on “Kupa wstydu i… awans”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *