Pisaliśmy już o tym wielokrotnie, że Vistal Gdynia ma szansę przejść do historii polskiego szczypiorniaka. Może stać się pierwszą drużyną, która zdobędzie Puchar Polski cztery razy z rzędu. Tego nie udało się jeszcze nikomu dokonać. Vistalowi do przejścia tej drogi zostały już tylko dwa szczeble. A raczej szczebel i szczebelek, chociaż po spektakularnym wyeliminowaniu PSG przez Barcelonę z Ligi Mistrzów niczego, żadnej zaliczki nie można być pewnym.

Vistal od początku starł się zdominować rywalki i odebrać im jakiekolwiek złudzenia. W gdyńskim zespole nie wystąpiła Monika Kobylińska, która ze zgrupowania kadry powróciła z urazem, na parkiecie zobaczyliśmy natomiast po bardzo długiej przerwie spowodowanej kontuzją barku Aleksandrę Zych. Zagrała też Katarzyna Janiszewska, mimo wcześniejszych zapowiedzi, uraz okazał się nie tak dotkliwy. Ten duet zapewnił Vistalowi miażdżącą przewagę w pierwszej połowie meczu. Obie rzuciły po cztery bramki (Zych w ciągu czterech minut), mimo że Janiszewskiej zdarzył się przestrzelony rzut karny). Wspierane w poczynaniach ofensywnych przez Joannę Szarawagę i Joannę Kozłowską, a w bramce przez fantastycznie broniącą Małgorzatę Gapską (obronione m.in. dwa rzuty karne) rzuciły rywalki niemalże „na kolana”. Na przerwę vistalki schodziły więc z 9-punktową przewagą i nic nie zapowiadało, że druga połowa może wyglądać inaczej.

Niestety, Vistal wielokrotnie już pokazał, że potrafi bardzo szybko roztrwonić ciężko wypracowaną przewagę. Miało to miejsce choćby w pamiętnych meczach ligowych przeciwko Enerdze AZS Koszalin, czy Startowi Kram Elbląg. Wszyscy wiemy jak się tamte historie skończyły. Drugą część spotkania podopieczne Pawła Tetelewskiego rozpoczęły od przestrzelonego rzutu karnego Kozłowskiej. Było to jakby zapowiedzią, słabszej skuteczności zawodniczek gdyńskiego zespołu. Problemy z celownikiem zaczęły mieć także Szarawaga, Gabriela Urbaniak, Martyna Borysławska, a zwłaszcza Janiszewska, która nie skończyła kilku ważnych akcji, trafiając w Monikę Maliczkiewicz, lub posyłając piłkę nad poprzeczką. Zawodniczki Bożeny Karkut natomiast zwietrzyły szansę i zaczęły powoli odrabiać straty. Na niespełna kwadrans przed końcową syreną, po trafieniu Kai Załęcznej, było już tylko 19:13.

Vistal ponownie się jednak obudził i zaczął odbudowywać przewagę. Po trzech trafieniach z rzędu przywróciły status z pierwszej połowy, prowadząc znów dziewięcioma bramkami. Duża zasługa w tym szczególnie Patricii Matieli, która była wszędzie, sama co prawda niewiele strzelała, ale świetnie rozdzielała piłki między swoje koleżanki, wyprowadzając je na pozycje strzeleckie, a dodatkowo dwukrotnie przechwyciła ważne piłki kierowane do wybiegających do kontry lubinianek. Znakomicie w bramce spisywała się Weronika Kordowiecka. Nawet jednak ona nie potrafiła zapobiec zdobyciu dwóch bramek przez Kingę Grzyb i jednej przez Agnieszkę Jochymek w końcówce tego spotkania. Vistal w końcówce pokpił nieco sprawę, dając sobie rzucić trzy gole, które, oby nie miały konsekwencji po zakończeniu meczu rewanżowego w Lubinie. Sześć bramek wydaje się dużą zaliczką, ale jak udowodniła wspomniana na wstępie Barcelona w sporcie niczego nie można absolutnie być pewnym.

 

Vistal Gdynia – Metraco Zagłębie Lubin 23:17 (15:6)

 

Vistal: Gapska, Kordowiecka – Janiszewska 7, Kozłowska 5, Zych 4, Szarawaga 3, Stanulewicz 2, Lalewicz 1, Matieli 1, Urbaniak, Borysławska, Dorsz.

Karne: 3/1

Kary: 8 min.

Trener: Paweł Tetelewski

 

Metraco Zagłębie: Maliczkiewicz, Wąż – Grzyb 5, Załęczna 4, Pechnik 2, Marić 2, Jochymek 2, Milojević 2, Buklarewicz, Belmas, Malta.

Karne: 4/1

Kary: 14 min.

Trener: Bożena Karkut.

 

Sędziowie: G. Młyński (Zwoleń), R. Puszkarski (Legionowo).

 

Czerwona kartka: Jovana Milojević – z gradacji kar

 

 

 

Z hali Gdynia Arena: Ziemowit BUJKO,

Foto: autor

{gallery}articles/2017/0322{/gallery}

By kkorpas

2 thoughts on “Czy sześć bramek zaliczki wystarczy?!”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *