Ósma lokata po rundzie zasadniczej to wynik, który z pewnością nikogo nad morzem nie zadowala. Pierwsza część rozgrywek w wykonaniu podopiecznych Andrei Anastasiego nie była jednak najlepsza, dlatego siatkarzom Lotosu Trefla pozostało wierzyć w to, że dotychczas zajmowaną pozycję uda się nieco poprawić. Do tego potrzebna była lepsza gra niż dotychczas. Po zmianie trenera zespół BBTS-u nie przypomina już bowiem ligowego outsidera sprzed kilku tygodni.

Trener Anastasi przed meczem żartował, że jego ekipa zacznie grać dopiero od drugiego seta. Podopieczni Włocha wzięli jednak słowa szkoleniowca do serca i w pierwszej odsłonie nie byli w stanie przejąć inicjatywy. Po bielskiej stronie w ataku szaleli natomiast Milos Vemić i Bartosz Janeczek. Dzięki znakomitej dyspozycji tej dwójki, przyjezdni odrobili trzypunktową stratę i wyszli na prowadzenie (11:8). Gospodarze swoje nadzieje pokładali w Michale Masnym, który rozrzucał piłki w sposób urozmaicony, starając się rozerwać blok przeciwnika. Słowak popełniał jednak niewymuszone błędy. Podobnie jak koledzy, którzy próbowali odpracować to w defensywie, ofiarnie broniąc ataki rywali. Wobec braku siły ofensywnej był to kiepski argument. Tym bardziej, że kolejne akcje napędzały bielszczan. Co prawda w końcówce przyjezdni nieco się pogubili, ale ostatnie słowo należało właśnie do nich.

W drugiej odsłonie miała rozpocząć się gra na poważnie w wykonaniu gospodarzy. Miejscowi kibice długo jednak spoglądali na parkiet z niepokojem, bowiem to przyjezdni posiadali inicjatywę. W dużej mierze była to zasługa znakomicie dysponowanego duetu Vemić – Janeczek oraz odważnie grającego Bartłomieja Lipińskiego (15:14). Nadzieja na doprowadzenie do meczowego remisu powróciła w serca kibiców znad morza dopiero w drugiej połowie seta. Przebudził się bowiem Miłosz Hebda, który skutecznym blokiem i udanymi atakami odciążył nieco w ofensywie Damiana Schulza. To jednak wystarczyło, aby gdańszczanie odnaleźli swój rytm gry, przejęli inicjatywę i rozstrzygnęli losy drugiej odsłony. Emocji było w niej jednak zaskakująco dużo.

Niemrawy początek przytrafił się gdańszczanom także w kolejnej partii. Co prawda rozpoczęli oni od mocnego uderzenia, ale w kolejnych akcjach oddali rywalom inicjatywę. Podopiecznych Anastasiego obudziły dopiero błędy rywali. Zepsuta zagrywka Lipińskiego i nieudany atak Mariusza Gacy miejscowi odebrali jako sygnał do decydującego natarcia. Uaktywnili się zwłaszcza Dmytro Pashytskyy i Mateusz Mika, dzięki czemu Lotos Trefl odskoczył przeciwnikom na pięć punktów (17:12). Później było już tylko z górki, tym bardziej, że rywale mylili się coraz częściej. Ekipa znad morza natomiast konsekwentnie realizowała swój cel, krok po kroku zbliżając się do meczowego zwycięstwa.

W czwartym secie był to już zespół, jaki miejscowi kibice chcieli oglądać od początku meczu. Przyjezdni tylko przez pierwszych kilka akcji byli w stanie dotrzymać kroku drużynie znad morza, później dystans pomiędzy drużynami tylko wzrastał. Rozkręcił się bowiem na nowo Hebda, na skrzydłach znakomicie radzili sobie Mika i Schulz, nie zawodzili także środkowi. Mający taki komfort Masny mógł dowolnie dobierać kombinacje w ataku i cieszyć się rosnącą przewagą miejscowych. Cegiełkę do wygranej dorzucili także rezerwowi, w tym Patryk Niemiec, popisując się asem serwisowym (18:11). Szkoleniowiec gości starał się wytracić przeciwnika z rytmu korzystając z przerw na żądanie, jednak bez efektu. Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami trenera gospodarzy, miejscowi pozwolili sobie tylko na stratę jednego seta.

 

PLUS Liga, 15 kolejka:

LOTOS Trefl Gdańsk – BBTS Bielsko-Biała 3:1 (22:25, 25:21, 25:19, 25:14)

 

LOTOS Trefl: Schulz 25, Hebda 10, Grzyb, Masny, Mika 17, Pashytskyy 9, Gacek (L), Majcherski (L), Niemiec 2, Stępień, Gawryszewski 4, Pietruczuk.

Trener: Andrea Anastasi.

 

BBTS Bielsko-Biała: Lipiński 14, Gaca 2, Janeczek 18, Vemić 6, Siek 5, Storozhylov 2, Czauderna (L), Koziura (L), Grzechnik 1, Bieńkowski, Kwasowski, Bartos 2,

Trener: Rastislav Chudik.

 

Sędziowie: M. Twardowski (Radom), S. Pindral (Kielce)

 

MVP meczu: Mateusz Mika (LOTOS Trefl Gdańsk)

 

 

Z hali ERGO Arena: Ziemowit BUJKO,

Foto: autor

Siatkarze Lotosu Trefla Gdańsk zakończyli pierwszą część rundy zasadniczej zwycięstwem 3:1 nad BBTS-em Bielsko-Biała. Gospodarze mają jednak niewiele powodów do zadowolenia, bowiem ich obecna pozycja w tabeli nie odzwierciedla aspiracji zespołu

Ósma lokata po rundzie zasadniczej to wynik, który z pewnością nikogo nad morzem nie zadowala. Pierwsza część rozgrywek w wykonaniu podopiecznych Andrei Anastasiego nie była jednak najlepsza, dlatego siatkarzom Lotosu Trefla pozostało wierzyć w to, że dotychczas zajmowaną pozycję uda się nieco poprawić. Do tego potrzebna była lepsza gra niż dotychczas. Po zmianie trenera zespół BBTS-u nie przypomina już bowiem ligowego outsidera sprzed kilku tygodni.

Trener Anastasi przed meczem żartował, że jego ekipa zacznie grać dopiero od drugiego seta. Podopieczni Włocha wzięli jednak słowa szkoleniowca do serca i w pierwszej odsłonie nie byli w stanie przejąć inicjatywy. Po bielskiej stronie w ataku szaleli natomiast Milos Vemić i Bartosz Janeczek. Dzięki znakomitej dyspozycji tej dwójki, przyjezdni odrobili trzypunktową stratę i wyszli na prowadzenie (11:8). Gospodarze swoje nadzieje pokładali w Michale Masnym, który rozrzucał piłki w sposób urozmaicony, starając się rozerwać blok przeciwnika. Słowak popełniał jednak niewymuszone błędy. Podobnie jak koledzy, którzy próbowali odpracować to w defensywie, ofiarnie broniąc ataki rywali. Wobec braku siły ofensywnej był to kiepski argument. Tym bardziej, że kolejne akcje napędzały bielszczan. Co prawda w końcówce przyjezdni nieco się pogubili, ale ostatnie słowo należało właśnie do nich.

W drugiej odsłonie miała rozpocząć się gra na poważnie w wykonaniu gospodarzy. Miejscowi kibice długo jednak spoglądali na parkiet z niepokojem, bowiem to przyjezdni posiadali inicjatywę. W dużej mierze była to zasługa znakomicie dysponowanego duetu Vemić – Janeczek oraz odważnie grającego Bartłomieja Lipińskiego (15:14). Nadzieja na doprowadzenie do meczowego remisu powróciła w serca kibiców znad morza dopiero w drugiej połowie seta. Przebudził się bowiem Miłosz Hebda, który skutecznym blokiem i udanymi atakami odciążył nieco w ofensywie Damiana Schulza. To jednak wystarczyło, aby gdańszczanie odnaleźli swój rytm gry, przejęli inicjatywę i rozstrzygnęli losy drugiej odsłony. Emocji było w niej jednak zaskakująco dużo.

Niemrawy początek przytrafił się gdańszczanom także w kolejnej partii. Co prawda rozpoczęli oni od mocnego uderzenia, ale w kolejnych akcjach oddali rywalom inicjatywę. Podopiecznych Anastasiego obudziły dopiero błędy rywali. Zepsuta zagrywka Lipińskiego i nieudany atak Mariusza Gacy miejscowi odebrali jako sygnał do decydującego natarcia. Uaktywnili się zwłaszcza Dmytro Pashytskyy i Mateusz Mika, dzięki czemu Lotos Trefl odskoczył przeciwnikom na pięć punktów (17:12). Później było już tylko z górki, tym bardziej, że rywale mylili się coraz częściej. Ekipa znad morza natomiast konsekwentnie realizowała swój cel, krok po kroku zbliżając się do meczowego zwycięstwa.

W czwartym secie był to już zespół, jaki miejscowi kibice chcieli oglądać od początku meczu.  

By kkorpas

7 thoughts on “I znów wygrali za trzy punkty, ale… nie do zera”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *