21 października na stadionie w Gdyni odbył się mecz Arki Gdynia z Pogonią Szczecin. Arka przystępowała do tego spotkania w miernych nastrojach po bezbramkowym remisie w bardzo słabym stylu w Lublinie z Górnikiem Łęczna, a Pogoń po dość szczęśliwym zwycięstwie u siebie 3:2 z Legią Warszawa, w której „portowcy” wykazali się dużą skutecznością. Był moment, kiedy Arkę nazywano nie jedynie zaskoczeniem tego sezonu, ale wręcz rewelacją – choćby u siebie grała przecież świetnie, mówiło się wręcz o twierdzy w Gdyni. Tymczasem ostatnio przyszła zadyszka, a zamek w Gdyni został zdobyty przez Piasta Gliwice. Mecz z Pogonią mógł więc pokazać czy to już kryzys, czy jeszcze może drobne problemy i cóż, po 90 minutach informacje dla żółto-niebieskich nie są zbyt wesołe. Choć zaczęło się nieźle – to Arka przeważała, widać było jak bardzo chce strzelić bramkę. Fajnie wyglądali Dominik Hofbauer z Marcusem da Silvą. No, ale właśnie, niby chcieć to móc, jednak nie tym razem. Wcześniej gdynianie byli konkretni, na przykład jak w meczu z Wisłą Kraków, kiedy po prostu zadali dwa szybkie ciosy i trzymali mecz w garści. Teraz tego zabrakło, niby Arkowcy atakowali, ale kompletnie bez pomysłu, najwięcej na co udało się gdyńskim piłkarzom zebrać to anemiczne strzały zza pola karnego, dość powiedzieć, że na przerwę schodzili bez celnego uderzenia na bramkę Dawida Kudły.

Dziś dla Arki rzeczywistość jest brutalniejsza niż latem, bo wtedy żółto-niebiescy mieli też piłkarskie szczęście – potrzebne nawet najlepszym, a beniaminkowi to już bezapelacyjnie. Teraz nie dość, że go nie mają, to jeszcze po prostu pomagają rywalowi strzelać bramki. Pierwszy gol – Adam Marciniak zachowuje się fatalnie, zamiast przepuścić piłkę albo wybić na aut, on… podaje na nos do Adama Frączczaka. Obstawiam, że piłkarz Arki bał się puścić futbolówkę do rywala za plecami, ale jednak wybrał najgorzej jak mógł. Drugi gol? Tym razem pomyłka Konrada Jałochy, tak przecież pewnego do tej pory. Wyszedł do dośrodkowania, ale złapał piłkę tak niepewnie, że Frączczak wbił ją do bramki… brzuchem. 

Obraz drugiej połowy można było śmiało założyć już w przerwie. Pogoń miała swój wynik, Arce wymykały się kolejne punkty i musiała atakować. I rzeczywiście to robiła, parę razy groźniej przycisnęła, jak na przykład wtedy gdy uderzał Marcin Warcholak, ale też trudno powiedzieć, że podopieczni Kazimierza Moskala włączyli tryb obrony Częstochowy. Nie, kilkukrotnie było im cieplej, najbardziej przy strzale Damiana Zbozienia, może wtedy nawet gorąco, ale to tyle. Pogoń natomiast mogła kontrować, co jakiś czas tego próbowała i bramkę trafiła na późne do widzenia, konkretnie Mateusz Matras po wrzutce z wolnego.To czwarty mecz bez zwycięstwa gdynian i moment na ten dołek wybrali sobie słaby. Za tydzień w niedzielę przecież derby z Lechią.

 

13. kolejka Lotto Ekstraklasy  

Arka Gdynia – Pogoń Szczecin 0:3 (0:2)

 

0:1 Frączczak 35′,

0:2 Frączczak 39′,

0:3 Matras 90+6′

 

Arka: Jałocha – Zbozień, Sołdecki, Sobieraj, Marciniak, da Silva, Łukasiewicz (64′ Warcholak), Hofbauer, Bożok, Szwoch (57′ Siemaszko), Zjawiński (46′ Abbott)

 

Pogoń: Kudła – Nunes, Fojut, Rudol, Rapa, Murawski, Matras, Drygas, Gyurcso (78′ Lewandowski), Delev (90′ Listkowski), Frączczak (84′ Zwoliński)

 

Żółta kartka: Sołdecki, Bożok, Siemaszko, da Silva (Arka) – Nunes (Pogoń)

 

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń)

 

Widzów: 6512

 

 

Ze Stadionu Miejskiego w Gdyni: Aleksander PISAREK

Foto: Ziemowit BUJKO

{gallery}articles/20161021{/gallery}

By kkorpas

582 thoughts on “Cztery minuty, które zatrzęsły Arką”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *