Młody rozgrywający zastąpił zmagającego się z urazem barku EJ White’a i już na samym początku pokazał, że warto na niego stawiać. Młodszy z braci bliźniaków pewnie dyrygował zespołem oddając piłkę w ręce Stevensa lub szukając podaniem Patryka Matkowskiego bądź Miłosza Maćkowa. Dobry początek był jednak zwiastunem gorszej gry w dalszej części spotkania. 

Do końca pierwszej połowy żadna z ekip nie potrafiła się przedrzeć przez zasieki obronne rywali. W Panthers formacją defensywną dyrygowali Kamil Ruta i Josh Alaeze, obaj zostawili sporo serca na boisku, a ich uderzenia futboliści Seahawks będą odczuwać przez kolejne dni. Z kolei wśród czarno-żółtych wyróżniali się Michał Garbowski, Timothy McGee i Maciej Siemaszko, ten sam, który w opinii trenera Macieja Cetnerowskiego był autorem finałowej wiktorii nad wrocławianami w ubiegłym roku.

. Obrona gości skutecznie neutralizowała biegi Stevensa i próby Konrada Starczewskiego. Nawet jeśli jedna z drużyn w końcu znalazła sposób na zdobycie większej liczby jardów, to cały wysiłek niwelowały przewinienia. W całym spotkaniu siedmioosobowa obsada sędziowska rzuciła blisko 40 flag. Takiej liczby nie pamiętają nawet najwięksi weterani PLFA. 

W trzeciej kwarcie obraz gry nie uległ zmianie. Zaróno Dziedzic, jak i po drugiej stronie boiska Terrance Owens nie mieli pomysłu na przeciwnika, a tempo gry dyktowali biegający z piłką Stevens i Joshua Quezada. Dobre akcje przeplatano przewinieniami lub potężnymi uderzeniami, a jedyne punkty zdobywali kopacze, Dawid Pańczyszyn oraz nominalny skrzydłowy Przemysław Portalski

Wydawało się, że nic nie jest w stanie wydrzeć zwycięstwa z rąk Panter. Wrocławianie kontrolowali zegar meczowy, zdobywali pierwsze próby po akcjach biegowych i nie rozdawali prezentów. Aż do momentu groteskowej próby odkopnięcia. Mateusz Ruta odebrał piłkę od centra i nie wiedzieć czemu przyklęknął zanim odkopnął ją w kierunku Seahawks. Sędziowie automatycznie przerwali grę i goście rozpoczynali serię ofensywną kilkanaście jardów od pola punktowego Panter. Mistrzowie skorzystali z okazji i wyrównali po nieudanej akcji biegowej Stevensa. 

W trakcie kolejnych minut piłka wędrowała od jednej do drugiej drużyny. Nikt nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy i powstrzymać się przed popełnianiem fauli cofających atak o 15 lub więcej jardów. W końcu nadszedł kluczowy moment spotkania. Stevens znów przebijał się przez środek boiska z futbolówką pod pachą, ale tuż przed dotknięciem ziemi wypuścił piłkę, która padła łupem Seahawks. Do końca meczu pozostała minuta. Wtedy obudził się kompletnie dotąd niewidoczny, rozgrywający Jastrzębi – Owens. Amerykański quarterback uruchomił podaniami Jakuba Mazana i Pawła Henicza, co pozwoliło zbliżyć się gdynianom na odległość kopnięcia z pola. Jednak zgodnie z tradycją tego meczu, ciężki wysiłek został zniwelowany żółtą sędziowską flagą. 

Do końca spotkania zostało 6 sekund, a Seahawks mieli około 45 jardów do przejścia. Nie pozostało nic innego jak posłać długie podanie w pole punktowe, które zablokował Adam Lary. Sędziowie orzekli jednak, że reprezentant Polski faulował rywala. Decyzja arbitrów rozwścieczyła Bartosza Świątka i… kolejna flaga poszybowała nad murawą. Dwa prezenty przybliżyły Seahawks o 30 jardów i kopnięcie z pola było tylko formalnością. Dobry snap, przytrzymanie piłki i reprezentujący do zeszłego roku Seahawks Sopot Przemysław Portalski kopnięciem z lewej nogi posłał futbolówkę między słupki. Wszyscy zawodnicy Seahawks wbiegli na murawę w geście tryumfu. 

Nasz atak nie dawał rady, lecz rozkręcił się i odwróciliśmy losy meczu. Sędziowie rzucili sporo flag, ale to dopiero początek sezonu. Nerwy i brak zgrania zrobiły swoje. Euforii nie ma, bo najważniejszy mecz i tak przed nami. Z Panterami spotkamy się pewnie w półfinale lub finale – przyznał Michał Garbowski, linebacker Seahawks Gdynia. 

Przegraliśmy na własne życzenie, bo popełniliśmy zbyt dużo błędów indywidualnych. Wymuszamy nieudaną trzecią próbę, ale w nagrodę dajemy rywalom pierwszą próbę za darmo, bo ktoś uderza po gwizdku rozgrywającego lub łapie za kratkę kasku. Takich flag w całym meczu mieliśmy z 20. To jest żenujące – ostro skomentował poczynania Panthers kapitan zespołu Kamil Ruta. 

Bezsprzecznie najlepszym graczem na boisku był autor jednego przyłożenia i zdobywca wielu jardów Joshua Quezada. W obronie Seahawks wtórowali mu Arkadiusz Cieślok – który dwa razy zatrzymał rozgrywającego rywali przed linią wznowienia – oraz Michał Garbowski, Brandon Stanley i Tim McGee. W barwach Panter błyszczał Kamil Ruta, którego wspierali Rickey Stevens, Karol Mogielnicki i Josh Alaeze. 

To był prawdziwy pojedynek wagi ciężkiej. Rzęsisty deszcz, mnóstwo flag, wiele zatrzymań i mało efektownych akcji. I choć w opinii większości obserwatorów szlagier drugiej kolejki Topligi rozczarował, to emocji nie brakowało. Przede wszystkim dzięki fatalnym błędom Panthers Wrocław, które skrzętnie wykorzystali goście z Gdyni. Seahawks pokazali mistrzowski charakter i po dwóch spotkaniach są samodzielnym liderem tabeli. 

Następny mecz Panthers rozegrają 17 kwietnia w Warszawie, gdzie zmierzą się z ekipą Warsaw Sharks. Z kolei Seahawks mają przerwę i na boisko wybiegną dopiero 24 kwietnia, gdy w Gdyni podejmą Husarię Szczecin. 

Panthers Wrocław – Seahawks Gdynia 10:13 (7:0, 0:0, 3:3, 0:10) 

 

I kwarta:
7:0 przyłożenie Rickey Stevensa po 1-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Dawid Pańczyszyn) 

III kwarta:
7:3 27-jardowe kopnięcie z pola Przemysława Portalskiego
10:3 27-jardowe kopnięcie z pola Dawida Pańczyszyna 

IV kwarta:
10:10 przyłożenie Joshua Quezady po 13-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Przemysław Portalski)
10:13 24-jardowe kopnięcie z pola Przemysława Portalskiego
 

MVP meczu: Joshua Quezada (Seahawks Gdynia)

Widzów: 850

 

 

——————————————————

Źródło: www.seahawks.topliga.pl

Tekst: Piotr Bera
p.bera@bp.plfa.pl
Biuro Prasowe PLFA

Foto: Daruisz Jacek/Interception

By kkorpas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *