Od pierwszych minut oba zespoły rozpoczęły to spotkanie na wysokich obrotach. Gdynianki atakowały, ale ich rzuty nie znajdowały drogi do obręczy. Wynik meczu otworzyła Angel Robinson. Lublinianki również nie zachwycały skutecznością rzutową. Po 4 minutach gry przyjezdne prowadziły 10:8. Gospodynie nie imponowały w ofensywie, często forsowały rzuty z nieprzygotowanych pozycji, na co tylko czekały rywalki. „Akademiczki” zbierały jednak piłki na atakowanej tablicy i stwarzały sobie okazje do zdobywania punktów drugiej szansy. Pod koniec tej części meczu na parkiecie pojawiła się nowa zawodniczka AZS-u – Olivia Tomiałowicz. Lublinianki, dzięki lepszej defensywie, wypracowały sobie małą zaliczkę po pierwszych 10 minutach – 21:19.

Kolejną odsłonę meczu lepiej rozpoczęły gospodynie. Pierwsze punkty dla „Pszczółek” zdobyła Aneta Kotnis.  Zawodniczki Basketu natomiast popełniały wiele błędów w ataku, przez co nie mogły zbliżyć się do AZS-u. Lublinianki po dobrym początku przestały jednak trafiać swoje rzuty. Gdynianki poprawiły grę po obu stronach parkietu i po 5 minutach gry zwieńczonych celnymi lay-upami Moniki Naczk i Tiffany Brown to one prowadziły 30:27. Trener Krzysztof Szewczyk skorzystał z przerwy na żądanie, aby nieco uspokoić swoje zawodniczki i po chwili dzięki akcjom Robinson i Asyi Bussie ponownie na krótko na prowadzeniu znalazły się „Akademiczki”. Podopieczne Vadima Czeczuro szybko skontrowały i po trzypunktowej akcji Brown i trójce Kariny Różyńskiej ponownie wyszły na pięciopunktowe prowadzenie. Wyrównana walka trwała do samego końca kwarty, po której na tablicy widniał rezultat 36:38.

Początek trzeciej kwarty to pokaz nieskutecznych akcji w drużynie z Lublina i Gdyni. Obie ekipy miały spore problemy w ofensywie. W zespole z Gdyni dobrze prezentowała się jednak Kateryna Dorogobuzova, która zdobyła pierwsze 4 punkty dla Basketu. AZS nie mógł się przełamać i marnował nawet sytuacje 1-na-1 w kontrach. Rywalki grały twardo w obronie, co sprawiało dużo kłopotów gospodyniom. Około 5. minuty tej kwarty 7 kolejnych punktów dla „Akademiczek” rzuciła Natalia Żandarska, co pozwoliło Pszczółce zbliżyć się na 1 punkt, a na około 3,5 minuty przed końcem tej części meczu, po wejściu pod kosz Aldony Morawiec tablica pokazywała remis 47:47. Prowadzenie AZS-owi dała Tomiałowicz, która zdobyła swoje pierwsze punkty z linii rzutów wolnych. Końcówka należała jednak do przyjezdnych, które za sprawą Brown i Angeliki Stankiewicz remisując tę kwartę zachowały dwupunktowe status quo.

Czwarta kwarta była najbardziej zacięta. Na początku oba zespoły popełniały sporo błędów i często pudłowały. Gdynianki popełniły też w ciągu 40 sekund aż trzy straty (!!!), na szczęście bez większych konsekwencji. W połowie tej odsłony gospodynie powoli odzyskiwały kontrole nad meczem i wynik zaczął oscylować wokół remisu. Prowadzenie też przechodziło z rąk do rąk. Kluczowe dla tej odsłony okazały się ostatnie 2 minuty regulaminowego czasu gry. Przy stanie po 65 gdynianki po celnym rzucie Tiffany Brown objęły dwupunktowe prowadzenie. Po chwili najpierw Stankiewicz, a po niej Dominika Miłoszewska mały szansę postawić kropkę nad „i”, jednak pierwsza spudłowała, a druga została zablokowana. W odpowiedzi Dara Taylor z linii „osobistych” nie pomyliła się i znów mieliśmy remis. Na 10 sekund przed końcową syreną jednego wolnego wykorzystała Morawiec, a po drugim niecelnym piłkę po raz 10 w tym meczu z tablicy zebrała Brown, zamykając double-double, ale została przy tym sfaulowana. Gdyby trafiła oba wolne, byłoby po meczu. Niestety trafiła raz i o wszystkim decydować miała dogrywka.

Zaczęło się od niecelnych rzutów i strat po obu stronach. Na lay-upa Brown odpowiedziała Taylor. Po chwili jednak Fanny zaliczyła trójkę i przyjezdne prowadziły. Minutę później Aneta Kotnis zmniejsza przewagę gdynianek do jednego punktu. Chwilę potem najlepsza w tym meczu Brown popełnia katastrofalną w skutki stratę, a faulem ratuje się Dorogobuzova. Niestety Taylor trafia oba wolne i to lublinianki teraz prowadzą. W samej końcówce dogrywki zawodniczki Basketu trzykrotnie próbują rzutów za trzy punkty (Brown, Dorogobuzova i Stankiewicz) i raz – za dwa. Niestety, w żadnym z tych przypadków piłka nie znajduje drogi do kosza rywalek i to Pszczółka po raz drugi wygrywa mecz z Basketem.

Dwa double-double, lepsza skuteczność z gry, zdecydowana dominacja w rzutach zza łuku, dłuższy czas prowadzenia w meczu…, to wszystko okazało się za mało. Zabrakło szczęścia i… nieco zimnej krwi w końcówkach meczu i dogrywki.

Po meczu powiedzieli:

Vadim Czeczuro (trener Basketu Gdynia): – Przede wszystkim gratuluję rywalkom wygranego meczu. Był to naprawdę ładny mecz jeżeli chodzi o kibiców. Przyjechaliśmy trochę osłabieni personalnie, ale nie moralnie. Moje dziewczyny naprawdę walczyły cały mecz. Dzisiaj udało nam się ustać na nogach praktycznie do końca meczu. Nawet w dogrywce dziewczyny bardzo dobrze się spisały. Troszeczkę nam zabrakło szczęścia. Jak przed upływem głównego czasu, tak w ostatniej chwili znów mieliśmy 3 rzuty na koniec prawie że z czystych pozycji. Szczęście dzisiaj było nie po naszej stronie. Cieszę się z takiej gry. Wiadomo, że chciałoby się wygrać, bo już kilka meczy mieliśmy tak na styku, gdzie w końcówce brakowało nam szczęścia. Aczkolwiek, jeszcze raz gratulacje. Naprawdę zasłużone zwycięstwo.

Dominika Miłoszewska (Basket Gdynia): – Ja również gratuluję zespołowi z Lublina. Myślę, że zagrałyśmy naprawdę dobre spotkanie. W końcówce, tak jak trener powiedział, zabrakło trochę szczęścia. Na pewno ta porażka nas mocno zabolała, bo bardzo chciałyśmy wygrać. Jeśli kolejne mecze zagramy na takim samym poziomie, to myślę, że będziemy w stanie wygrać kilka kolejnych spotkań.

Krzysztof Szewczyk (trener Pszczółka AZS UMCS): – Gratulacje dla zespołu Vadima. Naprawdę zagrał bardzo dobre spotkanie. My zagraliśmy złe spotkanie, ale to co dziewczynom w szatni powiedziałem – nie sztuką jest wygrać kiedy się dobrze gra. Dzisiaj praktycznie od samego początku weszliśmy źle w ten mecz. Ciążyła na nas presja i suma summarum udało nam się wygrać, ale żeby grać o coś więcej niż utrzymanie, to musimy takie mecze zdecydowanie lepiej rozgrywać i wygrywać. Jakbyśmy przegrali, to by była katastrofa. Nikt nie lubi takich spotkań grać. Chwała dziewczynom za to, że podniosły się, pokazały charakter, jak nie idzie. Zespół Vadima dwa razy w regulaminowym czasie gry i w dogrywce mógł rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść. Dzisiaj szczęście było po naszej stronie i z tego należy się cieszyć, bo tak naprawdę nikt nie będzie pamiętał jak graliśmy, liczą się 2 punkty, które mamy na koncie. Jeszcze raz gratulacje dla młodego zespołu z Gdyni, który zagrał dzisiaj bardzo dobre spotkanie. Powodzenia w następnych meczach.

Aldona Morawiec (Pszczółka AZS UMCS): – Również chciałam podkreślić, że to było dla nas niezwykle trudne spotkanie. Gdy z koleżankami w szatni zdążyłyśmy zamienić kilka zdań, to były nawet głosy, że to było najtrudniejsze spotkanie w tym sezonie. Grało się naprawdę ciężko. Gdynia nie odpuszczała nawet metra na boisku ani w ataku, ani w obronie. Musiałyśmy o każdy kawałek boiska walczyć. Myślę, że takie mecze mogą się podobać kibicom. Przyznam szczerze, że przed meczem nie spodziewałyśmy się aż tak zaciętej walki. Miałyśmy zrealizować pewne przedmeczowe założenia i to spotkanie miało przebiegać po naszej myśli, ale tego nie zrobiłyśmy. Przez to wynik cały czas był na granicy. Taka nerwówka i o mało co, a byłoby nieszczęście. Po takich meczach na pewno jest ogromna przyjemność jeśli ma się zwycięstwo na koncie.

 

Pszczółka AZS UMCS – Basket Gdynia 74:73 (21:19, 15:19, 15:15, 17:15, d: 6:5)

 

Pszczółka: Kotnis 10, Morawiec 9, Bussie 8, Taylor 11, Robinson 20 – Żandarska 11, Bejtić 3, Tomiałowicz 2

Basket: Brown 23 (10 zb., 4 as., 2 p., 1 bl.), Stankiewicz 9, Miłoszewska 11, Jakubiuk 3, Dorogobuzova 17 (13 zb., 4 bl.) – Różyńska 3, Naczk 7, Adamowicz, Kuras

 

Sędziowie: R. Zieliński, G. Czajka, K. Kamińska

———————————————–

źródło: www.azs.umcs.pl, Krzysztof Kurasiewicz

foto: tamże

By kkorpas

4 thoughts on “A było tak blisko…”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *