Zespół z Ząbek jest w tym sezonie mistrzem remisów, zanotował ich w tym sezonie aż 11 (drugi pod tym względem jest Stomil, 9 spotkań tej drużyny kończyło się podziałem punktów). Zresztą, wspomniał o tym ich trener Marcin Sasal na konferencji pomeczowej: – Mam pretensje do swojego zespołu. W końcówce znowu zawaliliśmy na całej linii. Można było wybiegać tutaj remis. Nie skrzywdziłby on nikogo.
Jednak tutaj trochę należy się sprzeciwić słowom szkoleniowca gości. O ile Dolcan zawalił na całej linii, to twierdzenie zgodne z prawdą, o tyle niekrzywdzący nikogo remis, trochę już z rzeczywistością się mija. Arka była dziś zespołem dużo lepszym piłkarsko od Dolcanu, można to było dostrzec bardzo łatwo. Posiadanie piłki było po stronie żółto-niebieskich, ilość strzałów oraz sytuacji podbramkowych również przeważała po stronie Arki.
Jednak trzeba oddać jedno – pierwsza połowa mniej więcej od 20 minuty była spektaklem tragicznym. Arka czasami próbowała coś szarpać lewą stroną, w miarę nieźle w ofensywie pokazywał się Marcin Warcholak. Co prawda w 40 sekundzie spotkania na 1:0 Arkę mógł wyprowadzić strzałem głową Marcus da Silva, lecz piłka po jego uderzeniu przeleciała minimalnie nad poprzeczką. Mogło się wydawać, że mecz potoczy się w taki sposób, jak się zaczął, lecz niestety do końca pierwszej połówki mieliśmy tak zwane „piłkarskie szachy”. Najbardziej irytować mogła gra Grzegorza Lecha, który snuł się po boisku, trochę nie wiedząc chyba, co ze sobą zrobić.
Druga połowa miała już jednak zupełnie inne oblicze. Co prawda podobnie jak tę pierwszą, Arkowcy zaczęli ją z wysokiego „C”. Efektu nie przyniosło to jednak żadnego. Wręcz przeciwnie. W 56 minucie kuriozalną bramkę straciła Arka po rzucie rożnym. Piłka wpadła do bramki bezpośrednio po rzucie rożnym (!!!). Obnażyło to jeden z głównych problemów drużyny gospodarzy – grę w powietrzu Jakuba Miszczuka. Młody golkiper wyraźnie sobie nie radzi w tego typu sytuacjach. Goście doskonale o tym wiedzieli i perfekcyjnie zadanie wykonali. Idealnie ułożoną stopę miał w tej sytuacji Adrian Łuszkiewicz.
Ostatnie 30 minut meczu upłynęło już jednak pod znakiem sporej przewagi drużyny Arki Gdynia. W 65 minucie trener Niciński doprowadził do dwóch zmian, które odmieniły diametralnie grę Arki a także, co za tym idzie, wynik spotkania. I to o 180 stopni. Za słabo grającego Lecha wszedł Antoni Łukasiewicz, a za Michała Nalepę szkoleniowiec wprowadził swojego asa w rękawie – Macieja Wardzińskiego. Ten właśnie piłkarz pięć minut później został autorem tysięcznej bramki dla Arki Gdynia w historii jej występów w I lidze, ponownie udowadniając, że może być z niego w przyszłości całkiem ciekawy zawodnik. Umie odnaleźć się w polu karnym, ma dobrze ułożoną nogę. Na razie jest na fali wznoszącej i można mieć nadzieję, że w Nowym Sączu ewentualnie trener Niciński mógłby spróbować wystawić go od pierwszej minuty. Co do samego spotkania z Sandecją, nie będzie mógł w nim wystąpić najlepszy zawodnik żółto-niebieskich, Bartosz Ława. W Gdyni został ukarany czwartą żółtą kartką, będzie więc musiał pauzować w tym spotkaniu. A pamiętajmy, że Sandecja niedawno ograła GKS Tychy stosunkiem pięciu bramek (7:2 na wyjeździe w Jaworznie), zatem z Arką u siebie na pewno będzie się chciała dobrze zaprezentować kibicom w ostatnim domowym meczu w tej rundzie.
Im bliżej końca meczu, tym dla gości było już tylko gorzej. Choć trzymali się solidnie i próbowali zapędzać się pod bramkę rywala, to ani razu nie potrafili zagrozić bramce strzeżonej przez Miszczuka.
Zbytnie otwarcie się zgubiło ich. W indywidualnej akcji kapitan Arki Krzysztof Sobieraj popisał się perfekcyjnym dośrodkowaniem na głowę wprowadzonego Łukasiewicza, któremu nie pozostało nic innego, jak wpakować piłkę do bramki, a jak wszyscy wiemy, główkować potrafi. Był to jego drugi gol zdobyty w żółto-niebieskiej koszulce.
Gra Arki w ostatnich tygodniach może się podobać. Widać tutaj rękę trenera Nicińskiego. Zespół pod kierunkiem nowego trenera stał się przede wszystkim waleczny i ambitny. I ta waleczność i ambicja popłaciła. Szkoleniowiec odmienił zespół żółto-niebieskich na lepsze, poza tym wykazał się niebywałą intuicją, czy inaczej: „nosem trenerskim”. Obaj wprowadzeni przezeń na boisko zawodnicy zdobyli po bramce.
Miejmy nadzieję, że w Nowym Sączu trenerski nos znów nie zawiedzie, a piłkarze zaprezentują się godnie i uda im się wywieźć stamtąd trzy punkty.
Arka Gdynia – Dolcan Ząbki 2:1 (0:0)
0:1 – Łuszkiewicz 55′
1:1 – Wardziński 65′
2:1 – Łukasiewicz 89′
Składy:
Arka Gdynia: Jakub Miszczuk, Glauber, Alan, Krzysztof Sobieraj, Marcin Warcholak, Michał Nalepa (59′ Antoni Łukasiewicz) Bartosz Ława, Marcus Vinicius, Grzegorz Lech (59′ Maciej Wardziński), Paweł Wojowski, Michał Szubert (83′ Antonio Calderon).
Dolcan Ząbki: Rafał Leszczyński, Piotr Klepczarek, Mateusz Cichocki, Rafał Zembrowski, Kamil Mazek (88′ Rafał Włodarczyk), Bartosz Osoliński, Adrian Łuszkiewicz, Damian Jakubik, Paweł Tarnowski, Grzegorz Piesio, Tomasz Chałas (59′ Rafał Grzelak).
Żółte kartki: Ława (Arka) – Piesio, Klepczarek, Łuszkiewicz (Dolcan).
Sędzia: Marek Opaliński.
Widzów: 3087.