Różnicie się temperamentami, jak Wam się udaje dogadywać, skoro stanowicie dwie tak różne osobowości?

M.M. Może właśnie dlatego, bo ja przynajmniej jestem takiego zdania, że dwóch temperamentnych to by się zaraz za łby wzięło. To co co nas łączy na pewno, to miłość do jednego sportu i tak naprawdę do sensu zycia, bo dla mnie żeglarstwo tym jest. A to że się różnimy, to chyba dobrze. Są poglądy, które mamy jednakowe i są takie sprawy w patrzeniu na które skrajnie się różnimy. Myślę, że to daje szansę, żeby w naszym wspólnym działaniu był postęp. Gdy ludzie się ścierają i mają różne poglądy to chcąc nie chcąc mogą z tego wyjść fajne pomysły.

Spędzacie ze sobą mnóstwo czasu, chyba nawet więcej niż z rodziną. Czy są takie momenty, że nie możecie już na siebie patrzeć? Macie dosyć?

Z.G. Nie, to się tak nie podchodzi do tego. Ja przynajmniej tak nie podchodzę. Nie spędzamy ze sobą tyle czasu dlatego, że się kochamy i mamy jakieś plany małżeńskie na przyszłość, tylko dlatego, że jest taka sytuacja i że musimy to robić. To jest nie dość, że przyjemność i hobby, ale to jest też nasza praca, nasz zawód, z którego się utrzymujemy. To, że spędzamy dużo czasu ze sobą, to wynika tylko z tego że nadal chcemy to robić. Jakbyśmy tego nie chcieli, to byśmy tego czasu ze soba nie spędzali. Natomiast jeśli chodzi o życie na lądzie to Maciek ma inną grupę znajomych, a ja mam zupełnie inną grupę znajomych. Łączy nas przede wszystkim łódka, temat: żeglarstwo, temat: wyścig, przygotowania i to jest OK. Bo naprawdę, jeżeli mielibyśmy tych samych znajomych, chodzilibyśmy na te same imprezy, to wtedy faktycznie można by powiedzieć, że dość. Za dużo by tego było.

Pan ma żonę i córkę, jak one znoszą rozłąkę z Panem?

Całe szczęście wyjeżdżam często i one są z tego powodu bardzo szczęśliwe. Jak za długo siedzę w domu, to już się pytają, kiedy są następne zawody, bo już przeszkadzam. Ja już tak często wyjezdżałem, zawsze, od samego początku, że dla nich jest to rzecz normalna.

A córce nie brakuje ojca?

Od dziecka jest wychowywana w tym cyklu i naprawdę Eliza (żona) nie dość, że mi pomaga, to większość wychowania było zawsze po jej stronie. No i niestety nie bardzo mogę to naprawić, bo… dalej to robię. Nawet jeśli jestem na lądzie to zawsze jest coś do zrobienia przy jachcie, by doprowadzić go do stanu, żeby można było znowu popłynąć. Natomiast dom, to są jednak obowiązki, to trzeba mieć zaplanowane i trzeba być systematycznym wobec wszystkiego i… całe szczęście, że ja tego nie robię, bo jeszcze bym coś zepsuł.

Ja sobie podporządkowałem życie pod żagle, jeszcze jako dziecko i staram się w tym postanowieniu utrzymywać i nawet jak poznałem Elizę to się przedstawiłem jako żeglarz, że często wyjeżdżam i tak dalej, tak, że to nie była dla niej nowa rzecz.

Pan był zawsze żeglarzem-samotnikiem…

Nigdy nie byłem żeglarzem-samotnikiem, raz to się tylko tak przydarzyło.

Ale we dwójkę pływacie od kiedy? Rok?

Nie, to nie tak, w zawodach sportowych wystartowaliśmy razem teraz pierwszy raz w takim połączeniu dwóch skiperów. Ale ze sobą to już pływaliśmy wiele razy. I to nie tylko na „Enerdze”. Wcześniej był to trimaran „Bonduelle” i katamaran i inne, tych jachtów było trochę…

A jak się poznaliście?

Przez sport. To środowisko nie jest zbyt duże, tu się wszyscy znają. Los tak zrządził, samo tak wyszło, że zaczęliśmy ze sobą pływać. Nikt nie sładał tu jakichś deklaracji, czy podania do drugiej osoby.

Wiadomo, że na statku, okręcie, czy na jachcie dowodzi jeden. Czy to Pan jest tym, który podejmuje ostateczne decyzje?

Jestem większy i silniejszy, więc tak jest. Żartuję oczywiście, ale… generalnie tak, decyzja jest po mojej stronie, ja zawsze byłem osobą decydującą.

Czyli akurat tu temperament pana Macieja odpowiada…

M.M. Może nawet nie to, to jest stara żeglarska zasada. Obojętnie czy by na pokładzie było dwóch, czy dziesięciu wybitnych żeglarzy i tak decyzje podejmuje jeden. Mnie akurat to bardzo odpowiada, akceptuję to i nie zamierzam tego zmieniać.

No tak, ale, gdy się mówi o jakichś żeglarskich wyczynach, to z reguły mówi się o skiperze, ten drugi pozostaje niejako w cieniu

Z.G. I to jest właśnie jakieś takie chore podejście. Ja nie wiem dlaczego tak jest. Mnie się to zawsze nie podobało, gdy pływałem na dwuosobowym jachcie. Bo wkład pracy obu jest zawsze taki sam, a mówi się tylko o jednym. Sam to pływał Cebula, na jednoosobowym jachcie, a jest dużo jachtów sportowych dwuosobowych, lecz nigdy się nie mówi o drugim. I to jest chore. Całe szczęście w tym naszym „dużym” żeglarstwie już się mówi o dwóch, ale w tym „małym”…

No tak, ale w nominacjach na żeglarza roku i na osobowość sportową roku też jest tylko Pan…

No dobrze, ale ja dużo jeszcze rzeczy zrobilem po drodze. Najpierw płynęliśmy teamem, z Kanału La Manche na Karaiby, to nas było czterech, potem ja płynąłem rekord – sam. I teraz wystartowaliśmy we dwójkę, ale „osobowość sportowa roku” w gdańskim sporcie to nie może być gdynianin.

M.M. Mnie się wydaje, że to jest chyba podsumowanie jego osiagnięć z całego sezonu.

Jakie macie plany na najbliższą przyszłość? Co po Barcelonie?

Trzeba pamiętać o Vendee Globe, o następnej edycji. Trzeba pamietać, że zaraz po Barcelonie jest następny wyścig Jacques Vabre. Może będzie wystartować na lepszym, szybszym sprzęcie. Może jakiś lepszy wynik się uda osiągnąć. Może będzie druga polska łódka, może będą dwie polskie łódki więcej, nie wiem. W każdym razie Barcelona nie jest ostatnią rzeczą, którą planuję robić w życiu. Tak finalnie to może udałoby się wystartować pełną polską załogą, mieć profesjonalny team na takim wyścigu właśnie. Może wtedy mielibyśmy więcej kibiców, może popłynęłaby z nami wtedy cała Polska… I wtedy może byśmy może poważnie promowali żeglarstwo…

Ale przeciez żeglartwu jest ciężko kibicować, przecież się Was nie widzi…

Dzisiaj właśnie jest zdecydowanie łatwiej przez to, że technologia poszła do przodu, to śledzenie na mapkach, to jest też fajne, co widać przy każdym wyścigu…

Ale Wy nie czujecie tego dopingu…

Czujemy, czujemy, dostajemy czasem e-maile itd., natomiast przy każdym wyścigu rzeczywistym jest zawsze ten wirtualny. Tych grających jest coraz więcej. Teraz przy Vendee Globe grało pół miliona ludzi. I te pół miliona co pół godziny musi zmienić konfigurację jachtów. I tylu ich grało. Pół miliona, to nie jest mało. Te pół miliona oglądało nas cały czas.

M.M. I w tym bardzo dużo Polaków. Wbrew pozorom te nowoczesne media szalenie pomagają temu. Wiadomo, na Zachodzie jest to bardzo rozwinięte. Ostatnie badania pokazują, że 80% ludzi interesujących się, lub nawet nie interesujących się żeglarstwem wolą nawet dostać informacje ze źródeł internetowych, niż poprzez tradycyjne media.

Z.G. Vendee Globe jest dziś na drugim miejscu w Europie jeśli chodzi o event sportowy. 1.800 000 ludzi, którzy przyszli oglądać jachty osobiście na metę i start. To jest trzy razy więcej niż oglądało Euro’2012 na stadionach i w strefach kibica.

Dziękuję Wam za tę rozmowę,  mam nadzieję, że przybliży ona Wasz sport naszym czytelnikom i życzę dalszych sukcesów i realizowania Waszych marzeń. 

Pierwszą część wywiadu z żeglarzami przeczytacie tutaj: http://www.gdynia.iq.pl/index.php/sport/item/669-to-był-udany-rok  

 

Rozmawiał: Ziemowit BUJKO,]

foto: autor

By kkorpas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *